Kolumbia-Wenezuela: ciekawostki - Cabo de La Vela

Kolumbia-Wenezuela - gdy Bóg da Ci limonki...

Hej,

na sam koniec... kilka ciekawostek i innych historyjek, które ciężko złożyć w całość.

wenezuela mapa Mapa naszej podróży

Chavez powiedział, że o zdrowie (de facto brak nawrotu raka) prosił Jezusa Chrystusa, Matkę Boską z Coroboro (jak nasza Częstochowa) oraz.... Duchy Wielkiej Sawanny.....I już go lubię.

Chavez w roku 1992 próbował dokonać zamachu stanu. Nieudanego. Powiedział na koniec w telewizji odwołując zamach - Panowie na dziś się wycofujemy, na dziś. Wsadzili go do więzienia i po jakiś 2 latach wypuścili. Po 7 latach został prezydentem. Capriles Radonski (lider opozycji) w 2002 był jednym z tych , którzy próbowali dokonać zamachu stanu (odciął prąd ambasadzie Kuby). Nieudanego. Wsadzili go do więzienia i po jakiś 2 latach wypuścili. Powiedział, że pobyt w więzieniu przybliżył go do Boga.

A w stanie Antoquia (Medellin) wybrali najbrzydszego mężczyznę roku - wygląda tak - http://www.ultimasnoticias.com.ve/radioglobal/common/audiovideo/carepalmada2.jpg

W międzyczasie Kolumbijka wygrała wybory na najlepszy tyłek świata 2012 tzw. Miss Trasero - wygląda tak - http://www.nolapeles.com/wp-content/uploads/2012/02/miss-reef-2012-karen-del-castillo.jpg

Mr Willson (Taganga, Kolumbia) w dniu dzisiejszym na kolanie wypisywał sobie numery patrząc do kubka z kawą. Na podstawie fusów wyczytał 4 numery i będzie grać w totka. Mówi, że 10 lat temu miał idealne numery wyczytane z kawy tylko źle mu sprzedali loterię. Mówi, że całą noc przebalował zanim się zorientował. Potem poszedł opieprzyć sprzedawczynię. Dziś mnie pytał czy jeden numer tam to 6 czy 8. Powiedziałem, że 6. Mam nadzieję, ze to nie było 8. Mr Willson nie pozwolił umyć swojego kubka.

ameryka łacińska kolumbia wenezuela relacja z podróży podróż Wenezuela - Kolumbia

Mr Willson opowiedział mi też, ze za młodu szukał ukrytego złota Indian i Hiszpanów. Raczej tego Indian, bo Indianie nie paktowali z diabłem i nie zostawiali klątw na zlocie, w przeciwieństwie do Hiszpanów. Raz znalazł coś a la kubek i do tego biżuterię. Mówi, że leżało tam, gdzie jego dziadek mówił, że Indianie chowali złoto - czyli na wprost od kamienia, który płaską częścią patrzy na wschód słońca. Mówi, że raz też znalazł złoto Hiszpanów. Ale wtedy przyleciały muchy i wyszły robaki. Było przeklęte. Zostawił i uciekł. Mówi natomiast, że nigdy nie znalazł złota, gdy go szukał w grupie. W grupie mówi zawsze jest jeden dobry, jeden mądry, jeden chytry, jeden co przeklina itd itp. A mówi, że złoto schowane jest święte. I ono nie pozwoli sobie byś znalezione, gdy go szuka ktoś kto przeklina.

Karnawał de facto kończy się w środę. Tańczyć kończą o 7 rano. Podczas karnawałów w poniedziałek, wtorek i środa wszyscy tu mają wolne. Środa to jest dzień, gdy wszyscy ci, którzy podczas karnawałów pili, tańczyli i uprawiali sex idą do kościoła nałożyć popiół na czoło. Mr Willson mówi, że on nie musi iść, bo on nic podczas tych karnawałów nie robił.

Jako, że środa popielcowa to zjadłem dziś: arbuza, banana, rybę i wypiłem dwa świeże soki z owoców, których w Polsce nie ma (śliwki i pomidory drzewne). Tak mogę pościć.

ameryka łacińska kolumbia wenezuela relacja z podróży podróż Wenezuela - Kolumbia

Cabo de la Vela - część wybrzeża karaibskiego Kolumbii, która jest pustynią. Dojeżdża się tam 2 godziny Fordem pickupem. Na pewno Fordem. Wszyscy we wsi mają Forda pickupa. I to tego samego - lata 90/00. Ma to sens, bo jadąc po pustyni komuś padnie opona, to drugi może mu ją dać. Oponę albo kolo. A zdarza się często. Ja widziałem 2 przypadki w 1 dzień. Do tego nasz non stop gasł. Jednak większość tu nie ma samochodu. Są tacy co mieszkają przy morzu. Ci mają lepiej, bo im tu turystów przywiozą. Są jednak i tacy co na tej pustyni mieszkają z 2, 5, lub 15km w głąb lądu. Ci maja tylko chatki z drewna i kozę. Kozy jedzą wszystko, także liście z krzaków. Bo to pustynia, ale dziwne krzaki i kaktusy są też. Stąd, choć jest się przy morzu to narodową potrawą nie jest ryba, a mięso z kozy. Choć z drugiej strony plaża jest w pełni dzika. Nie wchodząc do morza, tylko z brzegu widziałem płaszczkę, jakiegoś węża morskiego, wielkiego żywego morskiego ślimaka (takiego co takie duże muszle sprzedają), raki i meduzy. Wyjazd z Cabo de la Vela z powrotem do cywilizacji jest tylko o 3, 4 i 5 rano. Wtedy Panowie w pickupach wyruszają do miasta na zakupy. Zresztą tutejsi to o 5 już często są na nogach. Od 10 do 17 jest ukrop nie do zniesienia. Tak czy owak innej pory wyjazdu nie ma. Jak ktoś prześpi to czeka. W miasteczku są nawet restauracyjki z rybami lub kozim mięsem. Za to tego czego nie ma to wody. Niechętnie ją nawet sprzedają. Trzeba przywieźć ze sobą. Wszyscy mówią dziwnym językiem. Po Hiszpańsku niektórzy. Może większość. Kobiety chodzą w tradycyjnych sukniach. A mężczyźni tradycyjnie w dżinsach, t-shirtach i baseballówkach. Spytaliśmy jednej 7 letniej dziewczynki czy tam jest bezpiecznie. Powiedziała, że tak. Spytaliśmy czy kradną. Mówiła, że czasami, ale tylko w nocy. Tam mieszka łącznie na całym półwyspie z 1000 osób. Wielu turystów śpi w hamakach. Ciekawe, ciekawe nie powiem.

W Wenezueli na produktach mają nowy rodzaj napisu. Zamiast Made in Venezuela, jest Hecho en Socializmo - wykonane w socjalizmie. W zasadzie dobra akcja marketingowa.

W Wenezueli na niektóre produkty jest ustalona cena maksymalna. Sklepy tych produktów nie sprzedają. Państwo podobno stworzyło swoje supermarkety. Nie do końca je widziałem.

Santa Elena w Wenezueli to oprócz tego, że spokojne miasto koło Brazylii to także miejsce, gdzie kopią złoto i diamenty. Jak się jedzie do Pauji to jedzie się w samochodzie z panami, którzy jadą godzinę dalej w sawannę i tam tego złota szukają. W samochodzie rozmawiali o jednym koledze, którego ktoś zabił. I o drugim, który dostał kulkę, ale przeżył. Mówili, że dobrze, że przeżył, bo jakby ten zginął to dopiero zaczęłoby się dziać. Dużo nie rozumiałem, mówili dziwnym dialektem. Patrzyli się też dziwnie na mój aparat.

Po wjeździe do Kolumbii pierwsze co to przetrzepali nam autobus. Przez godzinę rozkręcali co drugą śrubkę w podłodze. Jak sobie poszli to i tak wszyscy pasażerowie zgodnie powiedzieli, że tych, którzy przewożą rzeczywiście i tak nie sprawdzają.

Jak siedziałem nad doktoratem w Taganga, na cały dzień wyłączyli prąd w całej zatoce. Był to dzień przedostatni, gdzie miałem wszystko kończyć, wiec bylem trochę podirytowany. Na co pewien Peruwiańczyk mówi tak.... Jak Bóg ci da limonki to co robisz?.. Hmmm? Lemoniadę... Wziąłem to pod uwagę i skoro nie było prądu, to usiadłem z nim na pół dnia sprzedając kamienie, naszyjniki z kamienia, suche koniki morskie, oraz skamieniałe zęby rekinów (!!). Hmm. Całkiem udany dzień. A prąd włączyli kolejnego.

Prąd, prądem. W Taganga wodę dostarczają raz na 8 dni. Leci przez 12 godzin. Trzeba napełnić zbiorniki. Gorzej jak z 12 godzin przez 6 nie ma prądu. Wtedy woda leci przez 6 godzin np. od 24 do 6 rano. Nie tak łatwo, nie tak łatwo.

Do usłyszenia za rok, jak Bóg da.

Maciej

ameryka łacińska kolumbia wenezuela relacja z podróży podróż Wenezuela - Kolumbia

Czytaj dalej...