Togo: Lome, Togoville

Jobo Jobo Bon Sua

Jeśli na granicy pojawi się taksówka, co ma napisane Innocent Child, a pierwszy samochód, który mijasz szczyci się napisem na szybie Devil is a Liar - to bez dwóch zdań skończysz w barze co się nazywa Virgin Lips. A to oznacza nie mniej, nie więcej, że wróciliśmy do Ghany. Czyli koniec objazdu. Teraz tylko odpoczynek. Trochę wymęczeni, ale zdecydowanie zadowoleni. W ostatnim roku z hakiem spędziliśmy w Afryce blisko 4 miesiące. Pewnie tak szybko tu nie wrócimy. Może z dekada minie. Eeee pewnie nie. Ale nie wiadomo. Wiadomo jednak, że będzie tęskno.

Tak to jest z tą Afryką. Trochę męczy. Tak, zdecydowanie męczy. Gorąco, zatłoczone ulice, głośne miasta, przepełnione samochody, komary gryzące w środku nocy, jak człowiek ma jedyną chwilę, aby wytchnąć, niekończące się targowania/kłótnie o wszystko, bo taki to tutejszy styl prowadzenia negocjacji i chyba najbardziej męczący brak rzetelnej informacji. W zasadzie nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Nigdy, i to mówię w każdym aspekcie życia.

afryka togo Togo

Nas to spotykało w busach, które nie wiadomo kiedy miały odjechać. I w których czasami trzeba było czekać kilka godzin na skwarze. Jeszcze bardziej irytujące było, jak dogadywało się jakąś transakcję, a potem się okazywało, że jednak o jakimś kruczku zapomnieliśmy. W Afryce musisz o wszystko dopytać. O wszystko. A i tak o czymś zapomnisz. Jak po 20 minutowych targowaniach ustalisz cenę z przewodnikiem za całodniową wycieczkę, to na pewno potem jeszcze dojdzie ukryty koszt wstępu lub inne ubezpieczenie. Na pewno o czymś zapomnieli Ci powiedzieć, co jest przecież oczywiste, że trzeba dopłacić. Czasami ręce rzeczywiście opadają. Przykładowo, możesz mieć zaproponowane tanie safari. No nic to się zgadzasz. Nawet specjalnie nie negocjujesz ceny. Wywożą Cię w środek sawanny – 200 km i jest 12 w południe. A o tej porze nie ma zwierząt. I w tym momencie mówią, oczywiście zwierzęta są tylko z rana. Jak chcesz możesz zostać do jutra. Ale cena jest już wówczas dwa razy większa. Hehe.

Męczy, męczy. Ale potem tym bardziej to się odwdzięcza, bo nigdy nie wiesz, czego oczekiwać. I czasami spotykasz rzeczy, w które byś nie uwierzył, jak Ci ktoś opowie. Kolejny przykład. Idziesz sobie przez wioskę a tu pokazują Ci krzaczory, na których chodzą 50-centymetrowe patyczaki. Idziesz sobie przez wioskę, a tu na drzewach siedzi 200 milionów nietoperzy. Tak 200 milionów. I jak nie było to 200 milionów, to milion na pewno. Cała dolina o wymiarach kilometr na pół w cieniu nietoperzy. Co drugie drzewo od góry do dołu obwieszone. Ale tak po kilkadziesiąt, na każdej gałązce. Jeden przy drugim. Jak klaśniesz w ręce, to wszystkie latają dookoła. Podobno 150 lat temu ludzie z tej wioski ukryli się w jaskini i dzięki nietoperzom, wrogowie ich nie znaleźli. Od tego czasu nie jedzą nietoperzy. Te szczęśliwe zaczęły się namnażać i dały też znać kumplom z innych wiosek, że tu ich nie jedzą. No to teraz tu wszystkie z okolicy siedzą.

afryka togo Togo

To są drobne rzeczy. Ale tak dla Europejczyka obce i bajkowe, że po prostu morda się cieszy, jak dzieciakowi. Dla mnie poziom naszej wiedzy o Afryce wyznacza to, że każde dziecko w Polsce rysuje ananasy rosnące na drzewach. Tak jak jabłka i gruszki. A tu się okazuje, że ananasy rosną jak poziomki. Wyrastają z ziemi, z czegoś co ma kształt pomiędzy kaktusem, a palmą. No i tyle na temat. Ja tam nadal w to nie wierzę, choć widziałem. I właśnie takie pierdoły cieszą najbardziej. Jak do tego dołożymy przejażdżkę z zakonu, gdzie Mnisi robią miód w stronę granicy na motorze podczas, której jedziesz godzinami przez tereny, jak z filmów o Tarzanie. Jak jadąc tą drogą każde dziecko (ale nie młodzież, tylko dzieci, młodzieży nie wypada), każda szkoła w wiosce będzie krzyczeć Jobo Jobo Bon Sua, czyli Biały Biały Dobry Wieczór, no to kurde... Papa się cieszy i tyle.

A tą drogą rzeczywiście Jobo jedzie tylko raz na tydzień. Bo na granicy pomiędzy Togo, a Ghana Pan ma wypis wszystkich zagranicznych. Przed nami grupa jechała dokładnie 8 dni wcześniej. Piątka lekarzy z... Warszawy. Spoko! Jak brak ruchu, jak takie piękne tereny, no to i granica wyluzowana. Celnik w klapkach sprawdził ważność wizy. Po czym wymienił nam Franki na Cedy i poczęstował najlepszym Jamem. Właśnie jadł obiad, a że miał dobry domowy i widział wymęczonych Jobo, to dał spróbować. A co, tak szybko kolejnych Jobo nie zobaczy.

afryka togo Togo

Togo – podobnie, jak Afryka - najpierw wymęczyło nas transportem, głośną stolicą, problemami gastrycznymi, a potem odwdzięczyło się najlepszymi dwoma dniami w pięknych górach. Heh. Swoją drogą Togo wygląda, jak idealne miejsce na dwutygodniowe wakacje. Taka pigułka Afryki. Lwa tu się nie zobaczy, ale już całą resztę tak. I morze, i góry z dżunglastą naturą, i ludy Samba na północy, i trochę sawanny, i voodoo żyjącą w pełni stolice Lome. Stolicę nad morzem, która zaczyna się na granicy z Ghana częścią starych domków, które jeszcze pewno z 10 lat temu były wioską rybacką. Parę kilometrów dalej przeistacza się w kolonialne domy blisko plaży. Następnie mija się pałac prezydencki i całą dzielnicę ministerstw, aby trafić na targ, gdzie kupisz wszytko od koców z Mali, po najlepsze awokado.

My to wszystko widzieliśmy już wcześniej, zaczynając od Swazilandu, Mozambiku, na Burkina Faso i Beninie kończąc. Dlatego też nic nowego już nie napiszę. Czyli czas wracać. Jak się patrzy z perspektywy Afryki, to trochę strach wracać. Bo jak to wracać, skoro w kraju obok na ulicach zabijają. Ale jak wiemy, Togo to nie Republika Centralnej Afryki, a Polska nie Ukraina. No to wracamy. Ale najpierw plaża...

afryka togo Togo