Swaziland: Manzini, Mbabane

W krainie Hobbitow

afryka swaziland mapa Mapa naszej podróży

Przy czym RPA, RPA. A cała zabawa zaczyna się później. Szczególnie, że... dotarliśmy do magicznego miejsca zwanego Swazilandem. Jedno z trzech ostatnich królestw w Afryce. Ostatnie z monarchą absolutnym. Monarchą absolutnym, który ma 12 żon i 200-ro rodzeństwa. Tak tak 200 braci i sióstr, gdyż szanowny ojciec dzisiejszego króla miał żon 40. Zresztą każdy tu może mieć po kilka żon. Trzeba tylko zapłacić za nie po 10 krów, a potem z nimi żyć bo rozwodów nie ma. Hehe. A tak naprawdę..

Tak naprawdę to trochę tak jest, ale nie do końca. Swaziland to mały kraj położony pomiędzy RPA, a Mozambikiem. Większa cześć kraju jest w górach. Reszta na nizinach koło Mozambiku. Jako protektorat brytyjski jakoś się przed RPA uratował i jest odrębnym krajem. Ale i tak można tu płacić walutą z RPA i wszyscy kibicują drożynie z Południowej Afryki. Języki oficjalne to swati (prawie jak zulu) i angielski. Zatem nieduże różnice, ale jednak. Nie było tutaj Burow. Nie było tutaj apartheidu. I nie ma też od razu problemów. Nie patrzy już w zasadzie nikt krzywo tylko dlatego, że jesteś biały. Patrzą najwyżej z zaciekawieniem. Z zaciekawieniem patrzą bo choć jesteśmy tu już 48h to oprócz nas, innych turystów nie widzieliśmy.

Bo do Swazilandu mało kto jedzie. Wszyscy jadą wypożyczonymi terenówkami z Johannesburga prosto do parku Krugera pooglądać lwy, a potem nurkować w Mozambiku. Taki południowo-afrykański szlak gringo. I pewno coś tam prawidłowy. Bo lwów i rekinów w Europie nie ma. Ale krainy hobbitów też nie. Nie wiedza ludzie co czynią omijając ten Swaziland. Ten kraj, ta miejscowość chciałoby się powiedzieć. W Swazilandzie żyje 1,2mln ludzi. Z tego w stolicy Mbabane 80 tys., a w drugim najważniejszym mieście Manzini 100tys. Reszta mieszka w chatkach porozrzucanych po kraju, po górach i równinach.

afryka swaziland zdjecia Swaziland Manzini

Same miasta wyglądają raczej jak miejscowości targowe. Stolica to przystanek busów, targ ze wszystkim, czyli plastikami z Chin i warzywami ze Swazilandu. Trochę na tym targu ludzi chodzi. Ale raczej na spokojnie, po afrykańsku. W 80 tysięcznym Mbabane są jeszcze ambasada USA, która dzieli budynek i płot ze skarbcem narodowym (swoją drogą Amerykanie to nie maja wstydu). Jest też ambasada Tajwanu, gdyż Swaziland jako jeden z nielicznych krajów uznają Tajwan za kraj. Mamy kilka budynków rządowych spod których o 16 odjeżdżają same wypieszczone terenówki. Spotkamy też malowniczo położoną siedzibę PriceWaterHouseCoopers, Deloitte oraz dwa centrum handlowe. Tak, tak choć niby Afryka i to taka prawie że dzika, to jest tu spora cześć ludzi, która pójdzie do centrów handlowych. Oprócz tego to chyba jeszcze tylko miejsca z częściami do samochodów. Heh.

Nie zapominajmy że mówie o 80 tys. miejscowości zatem na polskie warunki takie Gniezno. I nawet króla mają. Król rzeczywiście ma te 12 żon. Tylko że nie wszystkie z nich mają wspaniałe życie. Podobno co roku czy co dwa jest święto, gdzie setki kobiet przechodzą przed królem. A on wybiera. Wesele, a potem niektóre to się z królem i spotykają. Inne to zwykłe kobiety, które jak króla widują raz na rok to i dobrze. Ehh. Niektóre żyją w pałacach, inne w zwykłych lepszych domach na przedmieściach. Ale co jak co, to królewnami są. Biorąc pod uwagę ilu tu jeszcze kuzynów i kuzynek, czyli w sumie książąt i księżniczek... hmm to króla nie tak łatwo zrzucić z tronu. Król pewno jeszcze trochę porządzi. Bo jak tu obalić króla który z wszystkimi jest spowinowacony.

afryka swaziland zdjecia Swaziland

Jednak to nie o stolice Mbabane (co za piękna nazwa) gdzie można kupić mango, koło do samochodu, chiński scyzoryk i spotkać królewnę się rozchodzi. Swaziland w znaczącej części to góry. I to jakie GÓRY. Tolkien żył w RPA i tu znalazł inspiracje do swoich Władców Pierścieni. Jak ktoś widział Hobbita i wie gdzie Hobbit mieszka na codzień, to wie co mam na myśli. Okrągłe piękne góry, w których Stwórca porozrzucał co kilkadziesiąt metrów ogromne głazy. Po górach chodzą krowy. Gdzieś na horyzoncie widać chatki. Jedne kwadratowe ładniejsze, drugie okrągłe afrykańskie z gliny ze strzecha. Dużo więcej się nie dzieje. Jakiś bus przejedzie w oddali co kilkadziesiąt minut. Gdzieniegdzie odezwie się małpa. W nocy ładniejsze chatki mają prąd, te z gliny znikają i tylko o półmroku widać dym, bo temperatura spada tu zima nawet od 10 st C. Urocze. Opisać się nie da. A piękne jak cholera. Jak widzisz ten widok to zastanawiasz się czy tu nie zostać. Bo kto by nie chciał żyć w krainie hobbitów.

Naprawdę ze wszystkich miejsc na świecie to chyba drugie po Laosie co miało siłę zatrzymania na duuuzo dłużej. Zapewne dlatego że górzysty Swaziland to oaza spokoju. Nie dużo się tu dzieje. Tak naprawdę bardzo mało. Poza Mbabane i Manzini ludzie żyją z tego co wyhodują, z tego co im urośnie. I tu mamy w zasadzie trzy możliwości. Można zasiać kukurydze. I tak robi większość. Można hodować krowę. I tak robi większość. Można też mieć córkę, którą potem można wymienić na 10 – 60 krów. Tak robi większość. Można też próbować iść na skróty. Można zasadzić marihuanę. Tak robi też wielu. Gdzieś w dolinie pomiędzy jedną, a drugą górą. Gdzieś gdzie policja nie dotrze, bo ostatni helikopter im się zepsuł kilka lat temu (fakt). Gdzieś tam jest sobie małe poletko co się z daleka nie odróżnia od kukurydzy. Te poletka marihuany to złoto Swazilandu. To one dają dodatkowe pieniądze. A także problemy. Ponieważ przez te poletka jak się idzie w góry to lepiej żeby twój gospodarz najpierw trochę sąsiadów uprzedził. Bo inaczej się boja że to Interpol czy coś.

Swoją drogą we wszystkich pięknych krajach południa nie można chodzić samemu po górach, polach i dziczy ogólnej. W jednych lepiej nie chodzić bo cię może zjeść lew lub krokodyl. W Laosie i Kambodży znowu trzeba się bać min i bomb porozrzucanych przez Amerykanów. Zatem trzymać się lepiej głównych dróg. W Kolumbii jest bojówka. A tu znowu poletka marihuany, których widzieć nam nie wolno. Heh. Pod tym względem na pewno Polska jest lepsza. U nas człowiek idzie gdzie chce, aż do płotu.

afryka swaziland zdjecia Swaziland

Jednak tak naprawdę te poletka mocno nie wpływają na spokój ogólny. Mają je chłopi rolni. I tak naprawdę boją się nas bardziej niż my ich. Chłopi życie mają spokojne. Jak żyją w górach to raczej i urodzaj co roku od 1000 lat. Tsunami czy susz tu nie ma. Temperatury od 10 do 35 st C. Do przodu mocno się nie posunęli. Ale żyją miło. Żyją godnie. Gorzej mają ci, co mieszkają na równinach. Tam już gorąco. Dodatkowo ostatnio zaczął zmieniać się klimat. Kukurydza nie rośnie bo za gorąco. A ponieważ wcześniej przez 1000 lat rosła to teraz w ciągu 5 lat ciężko zacząć robić wszystkie potrawy z manioku czy ziemniaków. Ciężko od razu zmienić hodowle. Zatem ostatnio zaczął pojawiać się głód na równinach. Przy czym to nie największy problem Swazilandu.

Największym jest AIDS. Swaziland to kraj z największym % ludzi zarażonych AIDS w historii - 26% społeczeństwa. Średnia długość życia spadła przez to do 37 lat. Na codzień tego nie widzisz. Po prostu młodzi szczęśliwi ludzie. Nie widać choroby. Bo AIDS uderza szybko i załatwia sprawę. Można brać tabelki retro-wirusowe. Są one nawet za darmo. Rząd płaci, ale żeby brać tabelki to trzeba się przetestować. Nikt nie chce bo wszyscy się boją. Choć w zasadzie w każdej rodzinie jedna osoba jest chora - jak nie ty to twój brat lub siostra, to i tak AIDS jest powodem do wstydu. Rząd zmusza do badań przy każdej okazji. Ale idzie to powoli.

Z AIDS jest problem, gdyż Swaziland to jednej z najbardziej tradycyjnych krajów w Afryce. Ludzie tu nadal wierzą w szamanów. Zarówno w szpitale jak i w szamanów. A szaman tradycyjnie działa szybko - albo uzdrowi albo umierasz. Ciężko wytłumaczyć mieszkańcom wsi, że seks sprzed kilku lat wpływa na jego śmierć. Ciężko wytłumaczyć, że trzeba brać tabletki od teraz przez cale życie. A do tego nie nadużywać alkoholu. Stąd nikt nie chce leków. Nikt nie chce prezerwatyw. Rząd rozdaje je za darmo. Ale wszyscy się wstydzą. To nie po ludzku, nie zgodnie z tradycja, nie po bożemu ich używać. A poligamia tez AIDS nie pomaga. Faktem jest że sytuacja poprawia się (zmniejszyła się ilość zarażeń o 37% dekada do dekady) ale przed Swazilandem jeszcze długa droga.

Już strasznie dużo o tym Swazilandzie. Ale jeszcze dwa słowa. Żebym nie zapomniał. Mieszkaliśmy w takim domku / hostelu na zboczu góry. Mieszkaliśmy z Brunem - syn Szwajcara. Bruna ojciec pojechał w latach 50tych gotować do Kenii dla dużego Hotelu. Pojechał i nigdy w życiu nie wrócił do Europy, nawet na dzień. A żył długo. Tak pokochał Afrykę. Thandor - właściciel Hotelu, Swazilandczyk, co mówił tak jakby marihuany zdecydowanie w młodości nadużywał, mówi strasznie wolno i z uśmiechem. Dudu - dziewczyna manager-sprzątacz hotelu. Nik - chłopak do pomocy. O tych paru osobach dwa słowa więcej. Oddają one trochę historie przeciętnych osób z Afryki.

Nik. Nik chodził do szkoły skończył 10 klas. Potem jego mama się rozchorowała. Nik nie skończył ostatnich 2 klas. Takich jak on jest tu wielu. W związku z tym Nik nie ma szans na dobrą pracę. Dobra praca to np. Nauczyciel, który zarabia około 2 tys zł. Prywatny nauczyciel 4-5 tys. zł miesięcznie. Ale Nik musiał pójść do pracy bez wykształcenia. Pomagał na budowie. Dostawał 5 zł za dzień pracy. I nie dostawał codziennie. Bo często jego pracodawca się upijał. Potem Nik pracował na myjni samochodowej i dostawał 10 zł dziennie. I też nie zawsze. Czasami jego Pan, przepraszam pracodawca, siadał, chlał i kazał mu grać na gitarze. Potem rzucał mu ochłapy a nie całą dniówkę. Stamtąd Nika wyrwał Thandor. Płaci mu coś więcej plus napiwki od klientów. Ma pełne wyżywienie i dobre miejsce do spania. Nik gra na gitarze przepięknie. Na Ethnoporcie w Poznaniu zrobiłby karierę. Śpiewa pięknie. Śpiewa o tym ze ojciec ma wrócić do domu, ze dzieci mają się uczyć i słuchać matek, że krowy trzeba wyprowadzić na pole, że nadszedł czas zbiorów. Nik ma trzy marzenia: skończyć 2 klasy szkoły. Zostać nauczycielem gitary. I kopic 10 krów, aby wreszcie móc zostać mężczyzną.

Dudu. Dudu skończyła studia. Studiowała nawet w RPA. Teraz szuka pracy. Na początek chce zdobyć doświadczenie. U Thandora ma wpisane, że jest managerem. Stąd tu pracuje. Praca nie daje satysfakcji. Ale raz w miesiącu Dudu wsiada do specjalnego autobusu. Autobus jedzie z Mbabane do Johannesburga. Autobus ciągnie za sobą sporą przyczepę. Oprócz Dudu w autobusie jest jeszcze z 20 osób. W Johannesburgu wysiadają rano. Od 6 do 9 robią zakupy. Kupują wszystko - wyprawki do szkoły, ubrania, bransoletki. Wszystkie te rzeczy 5 razy drożej sprzedadzą w Swazilandzie. W Johannesburgu kupisz wszystko i to do tego super tanio. A to dlatego ze właścicielami wszystkich sklepów w Jburgu są Azjaci. Przywożą wszystko i sprzedają prawie za darmo. Tylko jednego sklepu właścicielem jest Południowoafrykańczyk (nie Afrykaner bo czarny). Od niego rzeczy są lepszej jakości. Ale są droższe. Azjaci biorą wszystko i to na całym świecie, w Europie, Stanach, Ameryce Łacińskiej i Afryce. Dudu z tymi rzeczami wraca i je sprzedaje. Mówi że zarabia dużo. Wydaje 1000 zł. Za to kupuje kilka ogromnych toreb. Sprzedaje wszystko za kilkakrotna przebitką.

Bruno - syn Szwajcara i Swazilandki (jakkolwiek to się odmienia). Wykształcony, mógłby jechać do Europy, ale woli spokojne życie w Afryce. Przewozi od czasu do czasu grupy turystów do parku z lwami i nad morze, aby ponurkowali z rekinami. Mówi, że Europejczycy w Afryce nie dają rady. Nie potrafią sobie poradzić z tym jak wszystko powoli spokojnie się toczy. I albo wracają do Europy albo próbują walczyć z wiatrakami. Taka walka kończy się wariactwem lub alkoholizmem. Bruno mówi ze Europejczycy maja zegarki ale Afrykańczycy maja czas. Bruno mówi ze nie można mieć nadziei (ze coś się uda zrobić). To ona doprowadza do frustracji. Bruno pokazał nam co oznacza afrykańskie "Pospiesz się... i poczekaj". Ulubione zdanie wielu tutejszych. Z Brunem w Mbabane spędziliśmy idealny afrykański dzień. Wstaliśmy rano. Pojechaliśmy po wizę do Mozambiku. Okazało się, że w ambasadzie zabrakło naklejek do wiz i ich nie wydawali. Naklejki będą za tydzień. Wróciliśmy do miasta. Mieliśmy iść odebrać Bruna Land Rovera od naprawy. Bruno mówi ze mieć Land Rovera to jak ożenić się z bardzo chciwą kobietą. Majster od samochodu kazał się nam pospieszyć, bo samochód gotowy, a on zaraz wyjeżdżał. Spieszyliśmy się.. a potem czekaliśmy.. czekaliśmy.. wypiliśmy kawę.. napisaliśmy emalie.. czekaliśmy. Po południu okazało się ze samochód jednak nie był gotowy. Bruno ma racje. W Afryce mają czas. W Afryce nie można mieć nadziei. I z reguły jak się spieszysz to potem czekasz.

I to chyba wszystko na dziś. Dużo. Następnym razem Mozambik. Jedziemy już do Tofo. Jedziemy albo nie, bo są powodzie..