Ghana: Kumasi - fufu, banku, kenkey..

Kumasi

Szósta rano, jeszcze trochę ciemno. Być może nawet będzie padać? Chciałoby się. Rozkładają się pierwsze stragany. Powoli. Nie ma gdzie się spieszyć... Siódma rano, słońce już mocne, deszczu nie będzie, nie ma mowy. Pierwsze głośniki włączone, przy straganie z książkami, męski, godny zaufania głos czyta Biblie. To leci z nagrania. Będzie leciało przez cały dzień. Jednak na rogu obok stoi pan. Pan jest na środku skrzyżowania. Ma ze sobą mikrofon, generator prądu napędzany benzyną, a za nim stoją trzy dwumetrowe głośniki. Głośne tak, że żadna dyskoteka by się ich nie powstydziła. Jednak już mocno zużyte. Stąd nie do końca przebija się, co pan chce powiedzieć. I w zasadzie nie wiem. Mówi tak, jakby właśnie chciał zbawić świat. Ale z drugiej strony stoi przy wózku z kokosami. Może i sprzedaje kokosy. Może taki marketing. Pewnie jednak nie, bo na co drugim skrzyżowaniu w tym mieście stoi taki Pan i gada jak najęty. Na co drugim i to bez przegięcia. Na pewno mają dużo do powiedzenia. Choć w sumie nikt ich nie słucha. Wszyscy przechodzą, przechodzą, gdzieś idą. Cały czas gdzieś ktoś podąża...

afryka ghana Kumasi Ghana - Kumasi

Tłum tych ludzi ogromny. Ruch jak w dzień targowy by się rzekło. Wyobrażałbym sobie, że tak Tokio wygląda. Ale nie Kumasi. Gdzieś jakieś miasto w środku Ghany. Ale w Kumasi mamy największy w Afryce Zachodniej targ. Dwanaście hektarów straganów pod blaszanymi dachami. Blaszane dachy coś słońca odbijają, A mają co robić, bo w dzień do 35 stopni Celsjusza temperatura dochodzi regularnie. Ale te dwanaście hektarów to mało. Do dziesiątej całe centrum, wszystkie chodniki, większość dróg jest zastawiona straganami. Całe centrum, czyli tak 2 na 2 km. Na straganach kupisz wszystko. Naprawdę wszystko. Ghana to nie Malawi, gdzie na straganach tylko 3 warzywa. I każdy ma te same. Ghana to całkiem dostatny kraj. Zatem na straganie wszystko od awokado, przez proszki do prania, aż po najnowsze komórki i dwumetrowe głośniki. Te głośniki i sprzęt RTV sprzedają, jak pomidory, czyli pod parasolami Algidy. Deszcz prawie nigdy nie pada, to nie maja co się przejmować.

afryka ghana Kumasi Ghana - Kumasi

W Kumasi kupisz wszystko bo przyjeżdżają tu kupcy i sprzedawcy z Burkina Faso, Mali, Nigerii i Wybrzeża Kości Słoniowej. Jak chcesz coś kupić, to właśnie tutaj jest to miejsce. Gorzej jak chcesz kupić szampon do głowy. Murzyni maja zdecydowanie inne włosy, niż my. Stąd jak chce się kupić szampon na dwunasto-hektarowym bazarze to lepiej zadowolić się Johnson is baby dla dzieci. Innego można by i cały dzień szukać. Za to wybielaczy do skóry i kremów powiększających tyłek co niemiara.

Dwunasta w południe. Bazar tętni życiem. Ale skwar niebywały. Na tyle przeszkadza, że Panowie, którzy gadają na narożnikach, na godzinę, dwie się schowali. Pewnie poszli zjeść fufu z sosem z orzeszków i oleju palmowego. Tutejszy przysmak. Palce lizać. Naprawdę. W Ghanie osiągnęli możliwe maksimum, jeżeli chodzi o kuchnie. Z dwóch mąk ( z kukurydzy i kasawy) robią z pięć potraw. Bo albo ugotują z tego papkę a la kasza manna (fufu), albo trochę to sfermentują (banku), albo włożą w liście od banana (kenkey). Do tego mają z trzy rzeczy, co dają smak - orzechy, olej palmowy, pomidory. Może jeszcze papryka się zdarzy. Wymieszają to w każdej możliwej kombinacji i tak uzyskują z cztery rożne sosy. I od to potrawa tutejsza. Bogatsi do tego jeszcze będą mieli kurczaka lub rybę. Ale to bogatsi. Biedniejsi i tak nie maja co narzekać. W Malawi mieli w zasadzie jedną i trzeba się było cieszyć.

Piętnasta - powoli koniec dnia. Największy skwar już przeszedł. Coś udało się sprzedać. Można się wyluzować. Chyba, że pojawi się policja. Jak policja zawita na dwunasto-hektarowym bazarze, to nie ma problemu. Gorzej jak się pojawi na jakiejś z ulic. Ludzie wiedzą, że policja będzie gonić. Jak zobaczą policję, to cała ulica się rusza. Cała. Jak większa to i z 500 osób na raz pakuje się i próbuje zwiać. Dziś mieli trochę więcej czasu, bo policja zauważyła jakichś turystów, co robili zdjęcia. No to najpierw im prawiła kazanie, bo w Ghanie co drugi budynek rządowy i nigdzie zdjęć robić nie można. A było czego robić zdjęcia, bo 500 osób się zwija, a obok stoi w korku kilkadziesiąt, kilkaset busów. Wszystkie stoją. Prawie się nie przesuwają. W Kumasi są takie korki, że to chyba pierwsze miejsce w okolicach równika, gdzie taksówkarze, jak mogli nas podwieźć 600 metrów to woleli wytłumaczyć drogę. Wiedzieli, że i w dwie godziny nie dojada do tego hotelu.

afryka ghana Kumasi Ghana - Kumasi

Osiemnasta trzydzieści. Słonce zachodzi. Wszyscy się zwijają. Koniec dnia. W ciągu godziny na ulicach zostaną tylko tysiące torebek foliowych i może trochę kartonów. Gdzieś będzie siedzieć jeszcze pojedyncza pani, co będzie starała się sprzedać ostatnie mango. Ale to już pojedyncza pani. Może jeszcze dwóch panów w koszulach porozmawia sobie w rogu pod sklepem po kolejnym gorącym dniu. Okazuje się, że Ci panowie schludnie ubrani mówią perfekcyjnie po hiszpańsku i włosku. A to dlatego, że Barcelona i Bolonia to ich drugie ojczyzny. W Europie z pracą zrobiło się krucho to wrócili do Ghany i otworzyli sklepy. Mówią jednak, że powoli myślą o powrocie do Europy. Ulice pustoszeją. Godzinę po zmierzchu tylko w okolicach targu jeszcze ruch. Tam wszyscy krzyczą Accra Accra Accra. Ostatnie setki busów odjeżdżają do wiosek i miast. Na pozostałych ulicach już pusto. Już trochę mniej bezpiecznie. Trzeba iść spać. Bo jutro o szóstej rano znowu trzeba rozstawiać generator, głośniki i przywieźć na przyczepce kokosy. Od to Kumasi.

P.S. Jedziemy na północ. Powoli w okolice Tamale.