Boliwia: Potosi - Sucre - Cerro Rico - El Tio - Salar de Uyuni

Potosi, Sucre, Uyuni

Wyjeżdżam z Boliwii. I żal. W sumie jak cholera. Ale tak jest zawsze w sumie więc nie ma co się roztkliwiać. Poza tym co jak co to, aby zjeść saltenie to się jeszcze wróci... A jest do czego. Jak wyjeżdżałem z Santa Cruz to myślałem, że najlepsze za mną. Ze góry i zimno. Heh i w jakim to bylem błędzie.

boliwia potosi mapa Mapa naszej podróży

Potosi i Sucre to takie trochę bliźniacze miasta. Zdecydowanie mocno ze sobą powiązane. To pierwsze w XVII wieku należało do największych miast na świecie. To drugie było stolica regionu od Peru po pół Argentyny. Potem coś tam podupadły, w związku z czym nie pobudowali tutaj nowych budynków. Całkiem spore centrum Sucre to tylko i wyłącznie białe kolonialne kamienice. Właściciele maja zakaz postawienia czegokolwiek innego, a do tego nakaz, aby co roku taką chatkę odmalować na biało. No i to działa. W związku z czym, gdzieś w środku pustkowia stoi sobie białe miasto, jak z bajki. Do tego Sucre nadal jest stolicą - konstytucyjną Boliwii. Co prawda parlament i prezydent pojechali do La Paz, a biznes do Santa Cruz, ale w Sucre został Sąd Najwyższy, trzeci najstarszy uniwersytet w Amerykach (starszy niż Harvard; do tego całkiem renomowany) i duma bycia ze stolicy. Daje to całkiem dobrą mieszankę. Po pierwsze spokój. W Santa Cruz normalny człowiek boi się w nocy przejść 3 ulice i bierze taksówkę. W sąsiednim Sucre po prostu czuć i widać, że nie ma prawa nic ci się stać. Ludzie jak na warunki tutejsze dość zamożni, czego dowodem niech będą wszystkie odmalowane domy, a przy tym nie jeżdżą Hummerami.

ameryka południowa boliwia zdjecia z podróży Boliwia

Są na tyle spokojni, że nie urządzają przedkarnawałowych imprez. Ale maja tylu studentów i młodzieży, że ta wychodzi na ulice z trąbami i zaczyna zabawę. Pojawiają się nie wiadomo skąd i nie wiadomo gdzie. Zawsze wychodzą z innej części miasta. Idą nielegalnie, blokują ulice. Zatrzymują samochody. Wychodzą nie wiadomo skąd, ale jak tylko się trąbki usłyszy to zaraz do nich wszyscy młodzi dobiegają i zaczynają skakać i tańczyć przed orkiestra. Taki marsz z reguły jest krotki, bo go policja rozbija. Na co odpowiadają im "Que debe hacer de ser un policia, hijo puta de nochey dia". Powleka sobie nie tłumaczyć. Przy czym czasami, czasami to się tak z 300 osób zdąży zbić w grupę w ciągu kilku minut. I wtedy policja tylko stoi i patrzy jak muzyka gra a wszyscy sobie tańczą. Heh.

ameryka południowa boliwia zdjecia z podróży Boliwia

Sucre jest na tyle kulturalne, ze jak były tu strajki. A owszem były, bo jak dotychczas, w każdym - W KAZDYM mieście, w którym bylem, podczas mojego pobytu były strajki, manifestacje lub strajki głodowe. Rozmawiałem z jednym Boliwijczykiem. I on zaczął mnie poprawiać, to nie były strajki tylko "...". Chodzi po prostu o to, że jak Eskimosi maja 18 slow na śnieg w zależności od jego rodzaju, tak i ci tutaj maja całkiem sporo na strajki. Z rzędu wymienił mi z 10:). Ale jest to niesamowity ewenement. I przy tym wracając do Sucre. Tutaj na strajki przyjechali autobusami chłopi z okolicznych wsi i miejscowości. Ale chłopi poprzebierani w ich regionalne stroje. Chłopi z ich regionalnymi instrumentami, takimi jak w muzeach. No i zrobili przemarsz z muzyką. Krótko i na temat - nasz rząd mógłby się uczyć jak robić defilady na 11 listopada od tych kilkuset strajkujących chłopów.

Jak do tego dodać takie szczegóły, że maja tu zaraz pod miastem ścianę na 5 km długą i na kilkaset metrów wysoka, pełną śladów stop dinozaurów - 5000 kroków, następna największa na świecie ma z 400. Znaleźli to w 1994 przy wykopywaniu minerałów do cementu. I jeszcze sporo dodatkowych atrakcji, to wszystko to sprawiło, że jak tylko wyszło słonce, to szybko zapomniałem o Santa Cruz.

Potosi natomiast. Potosi to miasto górnicze. Zawsze było i nadal jest. Jednak ponieważ nie wykopywali tu węgla, a srebro (no dziś już bardziej miedź) to Potosi w XVII wieku było większe niż Paryż i Madryt razem wzięte, a wielkością 160 tys ludzi dorównywał mu tylko Londyn. I mówimy tu o mieście, które jest, jak to mówią tutaj, najwyżej położonym miastem na świecie, 4100 metrów nad poziomem morza. W związku z powyższym w Potosi, choć srebro się skończyło to zostało 2000 budynków (dwa tysiące kamienic i z 30 kościołów), które są zabytkami UNESCO. Cale miasto jest. Nie trzeba chyba dodawać, że całkiem zdecydowanie ładnie to wygląda. Tak naprawdę to dzięki Potosi, Sucre było stolica. Leży 100 km dalej, ale jest o 1500m niżej. Zdecydowanie milsze miejsce do mieszkania. Szczególnie, że z ogrzewaniem to nadal tu maja na bakier. Wracając do Potosi miasto postawili Hiszpanie przy samej górze, którą nazwali Cerro Rico w wolnym tłumaczeniu bogata góra. No i bogata jest, bo ja eksploatują od 500 lat i nadal znajdują tu srebro, minerały itd. Góra ufundowała Hiszpanom wojska, które pozwoliły na wojny przez blisko dwa wieki. I podobno góra ta odpowiada za inflacje w Europie w XVII wieku. Ale jak to mówią, ze srebra z Potosi można by wybudować most z Ameryki do Europy, ale obok można by postawić drugi z kości ludzi, którzy to srebro wydobywali. Bogata gorą pochłonęła 9 milionów istnień. I to w czasach gdzie słowo obóz koncentracyjny bodajże jeszcze nie istniało. Hiszpanie ściągali tu Indian z połowy kontynentu, do tego jak im się zaczęli kończyć Indianie to oczywiście ściągnęli Murzynów z Afryki. Takich Indian wciskali do góry i pozwalali im wyjść na 8 godzin na miesiąc. No to tak po krotce żeby przedstawić obraz. Do tego trzeba by dodać tylko, że warunki są tutaj takie (zimno, wysoko itd.), że aby dzieci się rodziły to Hiszpanie zjeżdżali na niższe regiony, bo tu się rodziły martwe.

ameryka południowa boliwia zdjecia z podróży Boliwia

No i w sumie po dziś dzień dużo się nie zmieniło. W górze tej, dzień w dzień, w środku siedzi 15 tys. górników. I dzień w dzień wynoszą minerały. I jak mówię wynoszą to mam na myśli raczej na ramionach lub pchając wózki, niż za pomocą nowoczesnych technologii. Kilkuset ginie rocznie. Ale w sumie nikt nie wie ilu, bo to z reguły chłopi z okolicznych wsi. Przeciętne życie górnika z powodu pylicy, wypadków itd od czasu rozpoczęcia pracy to podobno kolo 15-20 lat. Heh nie ma przymusu politycznego, ale wiele się nie zmieniło. Do środka można wejść, zobaczyć jak to na czworakach w 40 stopniach Celsjusza za pomocą kilofów i dynamitów próbują wyrwać gorze ile się da. Witamy w XVII wieku. Ale co jak co, górnicy są mimo wszystko dumni ze swojej pracy. I chętni do rozmowy i żartów. Zaczynają prace od przywitania El Tio - swoistego diabla, który rządzi gorą. Jest w każdym wejściu do góry. Na zewnątrz wierzą w Boga, ale w górze zdecydowanie mówią, że rządzi El Tio. Ja tam im jestem w stanie uwierzyć. Oblewają go po trochu alkoholem, rzucają na niego liście koki. Po czym sami zagryzają kokę i pija 96% spirytus żeby jakoś tam przetrwać. Heh no i to by było Potosi. No może jeszcze, że góra ma tyle tuneli, że tu nikt nie pyta czy się zawali. Pytanie jest kiedy. Na razie stoi. No i jeszcze jak zwykle karnawał, w którym głównym punktem jest przejście 15 tysięcy górników z góry do miasta. I w którym każdy górnik musi wziąć udział inaczej przez 2 tygodnie go do pracy nie wpuszczą. No i strajków, które oczywiście organizują górnicy. No ale to już standard.

ameryka południowa boliwia zdjecia z podróży Boliwia

I niech mi ktoś tam powie, że Boliwia nie jest ciekawa. Bo jak to mało, to mogę jeszcze powiedzieć, że bylem w miejscu gdzie się świat kończy i ziemia łączy z niebem. Kto nie wierzy temu zdjęcia pokażę. I nic nie powie. Bo tak było. Na zdjęciach widać jak samochody latają, ludzie się unoszą w powietrzu, a niebo łączy się z ziemią. Salar de Uyuni - największe zwierciadło świata, 12 tys. km kwadratowych. Krótko mówiąc, pola soli na wysokości 3600 metrów. Pola soli przez, które woda się nie przedostaje i w porze deszczowej unosi się jej tak z 10 cm. Pod tą woda powierzchnia jest biała. Wszystko to sprawia, że cały ten teren jest idealnym zwierciadłem. Cale niebieskie niebo z białymi chmurami odbiją się idealnie. Do tego okoliczne góry także. A także oczywiście ludzie, samochody itd. Ponieważ takie pola rozciągają się aż po horyzont, sprawia to że naprawdę nie wiadomo gdzie się kończy ziemia, a gdzie niebo. W nocy podobno efekt jest jeszcze bardziej niewiarygodny - ale to nie wiem. To z dnia zdjęcia pokażą. Choć i tak nie oddadzą tego czym jest to miejsce - spektakularne, magiczne.

ameryka południowa boliwia zdjecia z podróży Boliwia

ameryka południowa boliwia zdjecia z podróży Boliwia

Tak że heh. Wyjeżdżam z tego najbardziej indiańskiego kraju na świecie. I co jak co, to jestem pewien, że jak Bóg da to wrócę. I to tak pewien, jak jestem pewien tylko w przypadku Meksyku. Jeszcze polowa rzeczy mi została. Do spadających autobusów się przyzwyczaiłem. Bo nie było wyjścia. W Santa Cruz skończył się asfalt. Tak że ostatnie kilka tysięcy kilometrów jechaliśmy rozpadającymi się autobusami po błotnistych drogach no i to wspinając się na 4100 metrów i w dół i w górę i w dół i w górę i.... po płaskim.. heh.. od Salar de Uyuni do La Paz - kawal drogi... a wszystko płaaaaaaskie i tylko góry na horyzoncie - no cóż płaskowyż. Hordy psów mi nie przeszkadzają. Wodę to już tu pije z kranu. Bez salteni i soku z pomarańczy to będzie ciężko wstać. Do Boliwii trzeba będzie wrócić.

Do usłyszenia z Peru.

ameryka południowa boliwia zdjecia z podróży Boliwia