Maroko: Marakesz - Essaouira - Marakesz - Azrou - Ifrane - Azrou - Fez

Inshallah

Zacznę tak. Spodziewać się można wiele. Ale nikt mi nie powiedział że jadąc do Maroka ląduje się prosto w bajce o Ali babie i 40 rozbójnikach. A tak serio. Tak serio to trochę tak jest. Tylko wąska cieśnina od Hiszpanii, a zupełnie inny świat. Trochę wymagający i męczący, ale także bardzo, bardzo zaskakujący. I przez to bawiący.

afryka maroko mapa Mapa naszej podróży

No to po kolei...

Marrakesz - pierwsze uderzenie, mocne uderzenie. Człowiek przybywa ze spokojnej Europy i od razu jest wrzucony w wir jednego z największych bazarów świata.

Spodziewać się można a wiele. Ale nikt mi nie powiedział że jadąc do Maroka ląduje się prosto w bajce o Ali babie i 40 rozbójnikach. A tak serio. Tak serio, to trochę tak jest. Tylko wąska cieśnina od Hiszpanii, a zupełnie inny świat. Trochę wymagający i męczący, ale także bardzo, bardzo zaskakujący. I przez to bawiący, uwodzący. No to po kolei...

Maroko znajduje się 2-3 godziny od największych stolic europejskich. Jest tak blisko, że z Paryża, Londynu, Madrytu, Rzymu, Berlina przybywają dziesiątki samolotów pełne europejskich weekendowiczów. Dla wielu z nich będzie to pierwszy krok poza stary kontynent. Trochę się boją i planują się trzymać tylko części turystycznej, starówki tu zwanej mediną. Myślenie wydaje się jak najbardziej logiczne. Jest zarazem naprawdę błędne.

Stare miasto, medina w Marrakeszu. Pierwsze uderzenie. Mocne uderzenie. Człowiek przybywa ze spokojnej Europy i od razu jest wrzucony w wir jednego z największych bazarów świata. A na bazarze jako, to na bazarze bodźców ci dostatek. Stare miasto, medina to wielohektarowa dzielnica zamknięta murami. Mury prosto z wieków średnich, wysokie na kilka metrów, dekoracyjnie wykończone, z wieżami co kilkaset łokci. Mury i wieże, których bym się spodziewał tylko w bajkach o Aladynie. A tu w XXI wieku okazuje, że w każdym szanującym się mieście w Maroku starówka takim właśnie bajecznym murem jest zamknięta.

Ta zamknięta medina to kawał terenu z półtora piętrowymi budynkami rozdzielonymi tylko wąskimi drogami-korytarzami. Drogi-korytarze kręcą się i wiją. Tworząc labirynt. Drogi-korytarze na tyle szerokie, że przejdzie osioł, bo osioł w tych labiryntach jest główną siłą transportową. Na nic szerszego nie ma szans. Ciężarówką nie wjedziesz. No to osioł ma co nosić, gdyż medina to labirynt z dziesiątkami hoteli, setkami restauracyjek i tysiącami sklepów. W medinie spotkasz przede wszystkim tysiące sklepów. W których kupisz wszystko. I naprawdę myślę, że cokolwiek sobie wymyślisz, to w tych labiryntach to znajdziesz. A jeżeli nie znajdziesz, to znaczy, że jeszcze tego nie wymyślono. Ale to co uderza w oczy to przede wszystkim rękodzieło. Takich dywanów, takich tkanych narzut, kutej stali i rzeźbionego drewna czy porcelany ciężko szukać po świecie. Naprawdę trochę już widziałem, kilka kontynentów zjechałem, ale nie spotkałem innego narodu, który choćby mógł się równać z Marokańczykami w zakresie rękodzieła.

afryka maroko podróż Maroko

Zatem mamy, mury, w murach setki wąskich uliczek, przy uliczkach tysiące sklepów, w sklepach nieskończone ilości rękodzieła. Witamy na arabskim targu. Zaczyna się zabawa. W tych labiryntach każdy, najbardziej twardy i oschły koniec końców znajdzie coś co mu się spodoba. To jest akurat dość łatwe. Zawsze coś oko przykuje. Problem jest inny. Trudne może być poznanie prawdziwej ceny tego wybranego cuda. Zadanie to ciężkie nie lada.Jak to na targu, ceny nie wystawione. Sprzedawca poda je ale zawyżone. Nie wiadomo czy podał cenę tylko o 3 czy o 10 razy większą od prawdziwej. No to do zabawy.

Marokańczycy to urodzeni handlarze. W kila sekund zauważą jaki produkt ci się podoba. W kilka następnych ocenią czy jesteś turystą szukającym tanich świecidełek, kupisz cokolwiek czy starasz się szukać czegoś bardziej wyszukanego. Jak już cię ocenią swoim bystrym wzrokiem, to następnie uśmiechną się i w kilku miłych, śmiesznych słowach zaciągną do sklepu. Nie przecież ci nie chcą nic sprzedać. Tylko pokazać, piękne dzieła. Przecież patrzenie nic nie kosztuje. Albo tak się tylko wydaje. Jesteśmy w sklepie. Rozpoczynamy negocjacje. W tym momencie mogę powiedzieć tylko - życzę powodzenia. Naprawdę trzeba mieć sporo zaparcia, aby wyjść ze sklepu bez przedmiotu, który na chwilę wpadł nam w oko. Te dyskusje, to targowanie dla samej tej zabawy warto coś kupić. Poza tym z reguły ze sklepu każdy wychodzi szczęśliwszy. Lub przynajmniej radośniejszy przez chwilę. Prawdziwy Marokański sprzedawca wie jak sprzedać ci swój towar jako najlepszą rzecz na świecie. Wie jak sprawić aby klient wychodził ze sklepu zadowolony. Jakby czuł że właśnie cud świata zdobył w tym labiryncie, że jako jedyny to znalazł to czego inni nie dostrzegli. I tak wyjątkowo czuje się po wyjściu ze sklepu każdy klient, w każdym sklepiku. Od to kraj. Od to mediny z labiryntami.

Turysta trafiając do mediny, trafia do paszczy lwa. Paszczy lwa, z której boi się wyjść. No dobra, może nie do paszczy lwa. W Medinie turyście nic się nie stanie. Jak się zgubi w labiryncie to na pewno znajdą się dzieci, które z chęcią wyprowadzą. Oczywiście za dwa Dirhamy. Jakby się nie gubił to i tak na pewno spotka, kogoś kto z chęcią mu coś sprzeda, lub gdzieś go zaprowadzi. A to do pana co fujarką kobrę hipnotyzuje. To znowu spotka się jastrzębie na uwięzi. Po lewej ktoś sprzedaje srebro. A po prawej można kupić najlepsze, jedyne w swoim rodzaju przyprawy, szafran i to ekologiczny i to prosto z farby przy Saharze. Jak ekologiczny szafran nas nie interesuje to na wprost jedzenie z tajina, samo rozpływa się w ustach. Ale uwaga, bo właśnie trzeba przepuścić osła co niesie czternaście butli z gazem. Zakręt w prawo i patrz jak tańczą. O... a tu jakie piękne drzwi z drewna. OOO... i cztery domy pełne drzwi z drewna na sprzedaż. Kup pan do Europy drzwi przewieźć żaden problem. A jak nie drzwi to chociaż dywany. Dywan na pewno się przyda. A przecież ręcznie robiony. Takiego w Europie Pan nie dostanie. I to naprawdę takiego w Europie się nie dostanie. Po prostu oczopląs.

Chodzenie po tych kuszących labiryntach to śmieszne doświadczenie, choć męczące. Bardzo męczące. Za dużo bodźców. I po dniu czy dwóch człowiek potrzebuje przerwy. Dlatego mocno zalecanym jest aby po dniu czy dwóch z mediny wybyć gdziekolwiek. Przerwa od zgiełku jest mocno zalecana. To gdziekolwiek to może być choćby teren oddalony o cztery przecznice od murów labiryntu. Opuszczając mury mediny, opuszczamy krainę z baśni 1001 nocy. Za murami to już nowe miasto, nowe dzielnice, nowe budownictwo. I jeżeli turysta się nie przestraszy to okazuje się, że nie taki diabeł straszny. I to zdecydowanie nie straszny. Nowe Maroko nie tylko mile nas przyjmie. To Maroko poza Mediną zaskoczy. Okazuje się, że nie odstaje już aż tak bardzo od wschodniej Europy XXI wieku. Standardowo czteropiętrowe budynki. Niezbyt różne od tych co mamy w Polsce, może są trochę ładniejsze bo udekorowane. Na parterze budynków kafejki. W kafejkach tuziny mężczyzn. Tuziny i tylko mężczyzn. Siedzą wszyscy zwróceni w stronę ulicy. Nie patrzą na siebie. Patrzą na pełne werwy życie ulicy, na kierowców trąbiących, na motorzystów przeciskających się aby szybciej dotrzeć. Ulice jak w Neapolu czy innej Sewilli. I przy tych ulicach w kafejkach siedzą i rozmyślają tuziny mężczyzn. Rozmyślają czy nie to pewno kwestia indywidualna. Na pewno wszyscy po prostu siedzą. Piją kawę z mlekiem albo najsłodszą miętę świata. Jedna rzecz rzuca się w oczy. Kobiet do tych swoich przesiadywań i rozmyślań specjalnie nie dopuszczają. Czytaj - nie znajdziesz tu nawet jednej kobiety pijącej kawę. Nie są dopuszczone do życia publicznego. Może jak ci myśliciele od słodkiej mięty jeszcze kilka wieków pomyślą to się to odmieni. Na razie siedzą sami.

Ale ruszajmy dalej. Przechodzimy przez kilka trzypasmowych ulic. I trafiamy do najdroższej dzielnicy Marakeszu. Szok. Tu już nie sami panowie. Tu przy liceum na ławkach dziewczyny równo ściemniają chłopaków. Przy głównej ulicy Starbucks. Amerykańska kawiarnia, a w niej dziesiątki kobiet pijących kawę. Siedzą same. Siedzą w grupach, grupach kobiet. Na przeciwko Starbucksa główne centrum handlowe. W centrum dziesiątki kobiet ubranych i umalowanych bardziej odważnie niż na Marszałkowskiej w Warszawie. Jednak amerykański konsumeryzm nie przynosi samych negatywów. Heh. To tylko jedna ulica. To tylko jedna kawiarnia. To tylko jedno centrum handlowe na Marakesz. Ale do tego dochodzą kluby, kawiarnie, centra handlowe w Casablance, Fezie, Rabacie. Kobiety z bogatej klasy dają znać, że starodawny XX-wieczny model kobiety pod butem przestaje być na czasie. No zobaczymy. Zobaczymy, w którą stronę to pójdzie. Chciałbym powiedzieć, że to oczywiste. Ale nigdy nie wiadomo.

afryka maroko podróż Maroko

I takie to ciekawostki w dużych miastach. Koniec, końców te duże miasta choć zaskakujące i bawiące to są dość męczące. No to jedziemy dalej. Można znaleźć swój ulubiony fyrtel w Maroku. Kilka przykładów. Essouira - czyli gdzie arabski świat spotyka się z Atlantykiem. Nadmorscy ludzie zawsze są bardziej otwarci. Zawsze bardziej zrelaksowani. Nie ważne czy w Panamie, Kaliforni czy w Maroku. Nad morzem jest luz. W 69'tym do Essouiry przybył Jimi Hendrix. I stwierdził, że to jego miejsce na ziemi. Jego ziemia obiecana. Jimiemu się z ziemi szybko zeszło. Lecz w Maroku o nim pamiętają. Jego mit pozostał. Nie raz usłyszysz "Witamy w Essouira - mieście króla". Król, królem w 69'tym przybycie tu było na pewno nie lada przeżyciem. Odnalezieniem skarbu. Arabskie zamki u wybrzeży oceanu. Plaże zapełnione łodziami rybaków. Słońce, ocean, pustynia. Spokój. Powoli leci życie. W 2015'tym magia nadal się unosi i choć jest tu już nas sporo, nas czyli turystów szwendających się po sklepach mediny; surferów siedzących po kafejkach. Choć jest nas tu sporo to nadal można znaleźć swoją ulubioną Panią, która przygotuje nam najlepszego rybnego tajina gdzieś w małej uliczce zaraz koło morza, nadal można znaleźć hotelik leżący gdzieś poza zgiełkiem. Spokój. Luz.

To nad morzem. A w górach. Przecież w Maroku kilka godzin od morza są legendarne góry Atalsu. Nie zszedłem ich. Ale trafiłem do Azrou, małego berberskiego miasteczka. I wreszcie spokój. Europejczyków tu wielu nie spotkasz, a Marokańczycy nie zwracają na ciebie uwagi. Wreszcie można zamówić najsłodszą miętę na świecie, usiąść tyłem do murów budynku i patrzeć się jak życie powoli płynie na ulicach. Na horyzoncie góry. Dalej kaniony, wioski berberskie, Ifrane. I teraz uwaga Ifrane to miasteczko, w którym znajdziemy stoki narciarskie i domki niczym prosto ze Szwajcarii. Śniegu więcej niż w Zakopanem. I naprawdę nie przesadzam mocno. Nie jest źle. W tych górach miło się spędza czas. I nie zapominajmy, że jesteśmy w kraju z baśni tysiąca i jednej nocy. Jakaś historia się nam też przydarzy, choćby w najspokojniejszym miejscu. Przysiądzie się Abdullah i zacznie opowiadać wszelkie niestworzone historie i bajki świata, a może jednak stworzone. Kto to wie. Bo opowiadać to Marokańczycy potrafią. Każda herbata z nimi to wycieczka w inny świat. I nie mam na myśli baśni o księżniczkach. Mam na myśli opowieści o tym jak Abdullah pracował przez lata na lotnisku w Amsterdamie, o jego kolegach taksówkarzach, o żonie w szpitalu, o życiu może nie najłatwiejszym, ale opowiedzianym z kolorytem. Co z tego prawdy. Pewno dużo. Pewno nie wszystko. Na pewno historie przynoszą uśmiech nawet po latach jak się je wspomina.

Po trzech dniach sączenia herbaty, czytania prasy, rozmów z Abdullahem, bajania i meczów oglądania czas się ruszyć. Było morze, były góry, to należałoby pewno ruszyć na wielbłądzie na pustynię. Wszyscy mówią, że jest magiczna, spokojna, nie z tej ziemi. Pewno jest, ale na wielbłądzie nie chciało mi się telepać. No to powrót raz jeszcze w gwar mediny. Mediny co męczy, ale wciąga, zaskakuje. Uzależnia.

Tym razem Fez. Miasto z najdłuższą historią, uniwersytetem sięgającym historią do pierwszego tysiąclecia, rękodziełem i kulturą kultywowaną od wieków. I taki Fez pewno jest. Ale nawet jak ktoś o tym nie wie to dla turysty chętnego do zabawy Fez to jest to miasto z najlepszym labiryntem uliczek. Jest labirynt. Idę szukam, a to sklepu, a może pałacu z ogrodami, a może muzeum, muzeów w Fez ci dostatek, dalej w uliczki a może kogoś kto mi jakąś historię przy herbacie opowie, a może do sklepiku, a może usiąść na kawie. Labirynty, mury, piękne drzwi... a za drzwiami... za drzwiami znajdziesz wszytko. Wszystko czego dusza zapragnie. Zatem do mediny. Jeszcze raz się zgubić. Jeszcze raz znaleźć coś co zaskoczy. Znikam.

Pozdrawiam

Czytaj dalej...