Meksyk: Mx City Mexico

Hola - list nr 1

hej...

u mnie ogólnie wszystko ok.... co tu napisać

ehh no dobra napisze trochę,...

Więc śmieszne miasto... jest tak przeogromne, że ja nie mogę... w ogóle na początku wydaje się strasznie niebezpieczne i wielkie i brudne i nie wiadomo co....ale już po dniu się to wszystko zmienia ...

Wielkie jest... i jest tyle ludzi i samochodów, że jeszcze nie widziałem.. szczególnie w tak zwanym centrum historycznym, czyli takim naszym duuużym starym mieście.. tutaj ulice są mega wąskie.. ludzi strasznie dużo..ale tak, że na ulicach nie można chodzić. a samochody tylko stoją w korkach i cały czas trąbią...
ale jak już trochę pochodzi się po tych ulicach (wczoraj chodziłem nawet z przewodnikiem bo był w cenie hostelu)... to się okazuje.. że tu jest nawet bezpiecznie...w ogóle tu spotkałem wuchtę wiary co zjechała całą Amerykę Południową.. i wszyscy mówią, że Meksyk jest bardzo bezpieczny w porównaniu z innymi krajami.. niby wiadomo, że zawsze mogą Cię kieszonkowcy obrobić...ale ogólnie wszyscy ludzie bardzo mili.. zawsze Ci powiedzą co gdzie jest... i ogólnie mili.... wszyscy się śmieją... w ogólnie nie znani sobie Meksykańczycy sobą gadają..wszyscy mają taki luz i ogólnie fajne podejście.. nie jak u nas każdy na każdego krzywo patrzy. no może aż tak źle u nas nie jest..ale tu jest lepiej pod tym względem.. kelnerzy w barach restauracjach wszystkich zagadują ogólnie jest luz... tak że wydaje się bezpiecznie.. nie widziałem jeszcze takich co by cie mogli zaraz obrabować, co w poznaniu zaraz bym takich dresów na językach widział na ulicy... no pewno tu zależy od dzielnicy i to mocno....

meksyk zdjecia z podróży Meksyk

Poza tym całym centrum historycznym wczoraj poszedłem z kilometr czy parę dalej.. i wydostałem się do takiego nowoczesnego centrum z hotelami i drapaczami chmur..... no i tu to już jak w stanach... ogólnie zielone aleje... nowe ładne budynki.. architektoniczne dużo lepsze od tego co robią w Polsce.. szerokie wreszcie te aleje.. dużo parków i czysto.... pełen relaks... z tym, że skręcasz w jedna czy druga ulice..a tu sprzedają na chodnikach..tak, że chodnikami przejść się nie da..wszystkie dvd.. puszczają te dvd w telewizji..oprócz tego sprzedają komórki cd koszulki..takie nasze bema tylko wzdłuż chodników.. masakra..ale ogólnie luz tylko gra wszędzie muzyka lecą filmy no i krzyczą żebyś kupił..ale zero agresji... zresztą jak to przewodnik mówił tak już to było od czasów Azteków i tego rządy nie mogą zabronić (w sensie handlu ulicznego).. i tak już będzie;) w ogóle tak się chwalą tu Meksykanie w szczególności przewodnik.. że u nich to wszytko bez agresji..teraz mają tu problem z wyborami bo chcą żeby przeliczyć głosy..to wyszło na ulice w Mx City 1.200.000 ludzi..ale totalnie spokojnie tylko protestowali nie jak nasi górnicy co nachlani przyjadą i robią rozpierduchę...ej coś w tym chyba jest...

no i to tyle co widziałem... wiadomo, że dochodzą do tego kilka dzielnic slumsów.. przez które przejeżdżałem jadąc z lotniska... (w ogóle jechałem z takim kolesiem, co po mnie przyjechał z tego hostelu..co cały czas tylko trąbił... tu się trąbi żeby zwrócić na siebie uwagę, żeby ci czasami ktoś nie wyskoczył przed maskę..bo ogólnie jechał po strasznie zapchanych ulicach.. co u nas by się jechało 20 na godzinę.. a on z 70 posuwał..ale system funkcjonuje nie rozbił się..;)... no ale ogólnie jak przez te niby slumsy przejeżdżaliśmy to też niezła wiksa...każda ale to każda chata rozpadająca się...pomiędzy tym stare samochody... a pomiędzy tym najnowsze Amerykańskie fury.. ehh śmieszne to....

meksyk zdjecia z podróży Meksyk

No więc tak to jest.. na początku to miasto to wydaje się, że to wielkie zoo jest..ale jak już się trochę przejdzie na lewo i prawo to zaczyna to mieć sens..choć i tak zoo..

A w ogóle.. to byłem niby w takiej restauracji gdzie jesz za 10 złotych i do tego ci śpiewają cały czas.. co za klimat.. do tego cały czas przychodzą dzieci i proszą o jałmużnę.. w ogóle wczoraj trochę się poszlajałem bo dorwałem jednego Australijczyka i dwie Dunki i tak potem chodziliśmy w ciągu dnia... jedno co... to piwo mają drogie... jadłem jedzenie z ulicy... ale to tak jak ci Duńczycy Australijczycy i inni tu mówią.. jak się tego nie zje to nie ma sensu być.. jadłem było bardzo dobrre... i jestem żywy;) jadłem z ulic ale takie co wyglądało na lepsze żeby nie było;)

Nic, dzisiaj idę do jakiegoś muzeum antropologii niby wypasa też z przewodnikiem potem nie wiem co gdzie i jak... oprócz tego że jadłem jedzenie z ulicy to się o siebie troszczę i mimo wszystko jeszcze wieczorami nigdzie nie wychodzę czekam na Rubena.. choć tu wszyscy jednak chodzą..... nie taki ten diabeł straszny jednak jak go w filmach pokazują.... ale uważam na siebie;))

No wiec pierwszy dzień wam opisałem...
Drugiego poszedłem z hostelu na wycieczkę do muzeum antropologii.. znowu się przyszwędał tam jakiś Holender, z którym potem cały dzień łaziłem..... muzeum super.. ogólnie jest to muzeum tych wszystkich Inków Majów i w ogóle Indian... wreszcie jakieś pojęcie o tym złapałem co gdzie jak.. mieliśmy fajnego przewodnika tak że też dobrze...
No i tam spędziliśmy cały 3/4 dnia( albo cały dzień, albo całe ¾ dnia!!!), a potem z holendrem wracaliśmy pieszo do centrum taką główną ulicą.. z 5 km... ogólnie główną ulicę to mają jak w Stanach.. mam coś zdjęć pokażę..ale same drapacze chmur, drzewa..długa taka aleja i niezłe fury.. no to centrum co widziałem... w ogóle.. że śmiesznych rzeczy to dziś (dzień 5) był pierwszy raz jak widziałem niebieskie niebo całe... tu cały czas pada deszcz.. to całe Mx City jest na wysokości jakiś 2000 metrów tak, że temperatura 18-22 stopni i deszcz popołudniu..ale jak na zwiedzanie to nawet nieźle choć się tego nie spodziewałem....

Następnego dnia... co robiłem.. a dorwałem Kolumbijczyka i poszliśmy zobaczyć muzeum Fridy Kahlo i niby taka jakaś tam miła artystyczna dzielnica na południu meksyku... cały czas te dobre strony meksyku oglądamy jak na razie.. no i ok.. taka dzielnica w sumie jak w Stanach też.. spokojna, domki małe.. i tyle.. i strasznie tego dużo..obok parki.. tak, że trochę tutaj ludzi sobie miło żyje... ale.. no ale ale to dziś widziałem to jeszcze chwila...

No 4 dnia przyjechał Ruben. mieliśmy jechać niby spać w jakimś darmowym miejscu z tym, że jak tam dojechaliśmy to sie okazało, że jest to tak daleko (na końcu miasta Meksyk, a początek stanu Meksyk - ja myślę, że w mieście Meksyk miesza z 6mln ludzi.. a w stanie następnych 17mln a to wszystko jest razem(???) takie moje spekulacje).. no ale za daleko i musielibyśmy brać także a to kosztowało 170 peso a hostel 110.. tak, że nie miało to sensu i tylko tam dojechaliśmy i wróciliśmy jakimś autobusem i metrem... Ruben przywiózł jakąś Japonkę.. tak, że też w sumie śmiesznie bo od dwóch dni z Rubenem tylko po angielsku gadamy ;)... ale też dobrze wreszcie w ogóle sobie po angielsku gadam i czuje jak mi język w ciągu 5 dni wrócił totalnie ..choć jeszcze trochę by się przydało.... no jedno co ciekawe jak dojechaliśmy tam daleko za obrzeza miasta to zobaczyłem takie mniej ciekawe budynki.. no powiedzmy, że nasze Rusa ale jednak dużo gorsze... no ale to jeszcze spoko było.. tam mieliśmy spać.... no ale w końcu nie.... nic wróciliśmy do centrum pokazałem im centrum historyczne.. a potem jeszcze do jednej pojechaliśmy dzielnicy blisko centrum z kawiarniami itd zona rosa.. miło miło... pokażę zdjęcia.. Japonka przywiozła aparat cyfrowy także będę miał dużo zdjęć;)

meksyk zdjecia z podróży Meksyk - piramidy w Teotihuacan

No i dzisiaj.. dzisiaj postanowiliśmy jechać zobaczyć piramidy.. a bo w ogóle wczoraj wieczorem spotkaliśmy się z jedną Irlandką z Burgos plus jej koleżanka.. w ogóle dziwne to.. no ale ok.. w sumie wieczorem usiedliśmy w hostelu pogadaliśmy super... no a dzisiaj wszyscy razem pojechaliśmy do Teotihuacuan (poprawnie: Teotihuacan ).. czy jakkolwiek się nazywa gdzie są te piramidy.... i piramidy piramidami ale tu zobaczyłem co to naprawdę są slumsy...... o kurde............o kurde.. więc jak już się wyjechało tak poza to miasto i w ogóle to się zaczęło.. to nadal miasto było.. i się ciągnęło z 10 km.... tak mi się wydaje koło autostrady.. ogromne strefy.. bo nie dzielnice... gdzie budowa domów to totalna samowolka żaden nie wytynkowany.. nie wiem czy oni szyby mieli w oknach nie wszyscy... co prawda tam widziałem, że dociągnięty mieli prąd i latarnie ale to wszystko.. to są slumsy..tam bym nie wszedł..mam coś zdjęć z autobusu... ale to już wiem co to jest biedny Meksyk.... tak, że wszystkiego po trochu... piramidy były ok.. ale mnie to tam akurat nie rusza....

No i tyle.. dzisiaj zostajemy w hostelu nadal.. jutro nie wiemy być może ruszymy się gdzieś poza miasto Meksyk bo już tu chyba co najważniejsze widzieliśmy.. ale to jeszcze w planach wszystko... chyba pojedziemy z Irlandkami do Taoxo (Taoxoan) czy jakoś tak.. niby miasto 90 tys ludzi co zostało nie tknięte i jest w stylu kolonialnym... także też coś ciekawego..

I taki będzie teraz plan na 2 -4 dni... 31 będę w Monterey to prawie pewne tak, że najpóźniej wtedy napiszę coś..

dobra lecę..