Wyspa Mozambik Beira Vilanculos

Akacjowcje, akacjowce, palmy i baobab

Widzę, że w Polsce w brzozę samolotem uderzyli nie tam gdzie trzeba. Czyli wszystko w normie. Nic się nie dzieje. Dobrobyt w pełni to prasa pisze o Smoleńsku. Tak naprawdę trzeba sobie życzyć, aby za rok znów o tym pisali, bo to oznaczać będzie że dobrobyt nadal się utrzymuje. I innych problemów nie ma. Hehe. W międzyczasie w Mozambiku...

afryka mozambik mapa Mapa naszej podróży

Ostatni raz pisałem z Tofo. Od tego czasu przez 4 dni przebyliśmy chyba odległość jak z Polski do Portugalii. No może trochę mniej. A kolejna taka wyprawa przed nami. Dotarliśmy na północ do Wyspy Mozambik, o której za chwile. A stąd kierować się będziemy na zachód do Malawi. Do Malawi miejmy nadzieje się dostaniemy. Nadzieje gdyż w ambasadzie Malawi w Maputo nie mieli.. zgadnijcie czego.. naklejek wizowych. Już gdzieś to widziałem. Hehe. W związku z powyższym wizy nie otrzymaliśmy, tylko promesę otrzymania jej na granicy. Promesa to kawał papieru co był ładnie do plecaka schowany. Jak pada deszcz - a ostatnio pada go sporo - to ten deszcz także pada wewnątrz autobusów - i to nawet tych najlepszych. W związku z powyższym wszystkie rzeczy w plecaku zrobiły się przemoczone do cna, promesa także. Bądźmy jednak dobrej myśli.

afryka mozambik podróż Mozambik - transport. Mogę przyznać, że transport w Mozambiku dla większości mógłby być meczący. Do mikrobusowy co są na 12-14 osób wsadzają po 26 i lepiej.

Jeżeli chodzi o tutejsze środki lokomocji to w ogolę ciężka sprawa. Mogę przyznać, że transport w Mozambiku dla większości mógłby być meczący. Do mikrobusowy co są na 12-14 osób wsadzają po 26 i lepiej. Czasami jedziesz w 24 osoby. Każdy ściśnięty do drugiego. 5 osób w rzędzie małego busa. Z tego jedna Pani z dzieckiem, które da ci potrzymać na chwile. A z przodu ktoś je wędzone ryby. Jak gorąco to czujesz ryby. Jak zacznie padać to tez się nie ciesz. Po 5 minutach ten deszcz z zewnątrz przez uszczelki dostanie się prosto na twoja głowę. Jest ścisk. Nic nie można zrobić i tak jedziesz z godzinę. I już ci jest źle. Wydaje się, że nie da się więcej. I wtedy akurat bus się zatrzymuje. Koła nie pękły. Skrzynia biegów działa. Więc co, siedzisz w ścisku na połowie siedzenia, patrzysz. Oni otwierają drzwi. A tam tłum dzieciaków. Właśnie skończyły szkołę. Jakieś 5 osób wyjdzie aby odtarasować drzwi. Potem do busa władują się dzieciaki. I te pięć osób jeszcze się dopchnie. Po prostu zamiast siedzieć postoją i potrzymają głowę gdzieś pod sufitem.

Łatwo nie jest. W autobusach też nie lepiej. Po pierwsze wyjeżdżają o 4 rano. W całym Mozambiku transport jedzie o 4 rano. Czasami o 2.30. Nie wiem dlaczego wybrali najbardziej niewygodne godziny do wyjazdu. Bo nawet skwar tego nie tłumaczy. Ale to już mniejszy problem. Jeden taki autobus o tej 5 rano musieliśmy pchać. A kolo 12 zepsuła mu się skrzynia biegów. I jechaliśmy 20 na godzinę przez parę wiosek. W końcu bieg wskoczył. Od tego czasu jechaliśmy 90 na godzinę. Także przez skrzyżowania, kolo krów i biegających dzieci. W drugim luksusowym dwupiętrowym autobusie okazało się, że nie ma 1 szyby. I podczas deszczu lała się woda.

Nie dziwota, że jest tu dużo wypadków. Tygodniowo na drogach ginie prawie 30 osób. Tyle co w Polsce. Faktem jest, że wiele z tych osób to piesi idący przy drogach. Ale tak czy owak ludzi tu 2 razy mniej. I samochodów na drogach 7 razy mniej. Tak naprawdę czym bardziej na północ tym tych samochodów coraz mniej, w ogóle jest coraz bardziej pusto. Jedzie się czasami kilka ładnych kilometrów główną drogą i nikogo nie mija. Tylko chatki z gliny, akacjowce, akacjowce, akacjowce, czasami palmy i naraz stojący jeden i królujący nad calą sawanną baobab. Wyrasta ponad wszystko ogromne to drzewo. I wyznacza punkt odniesienia. Wrażenie oprócz niego robią może jeszcze kilkumetrowe (kilkumetrowe) kopce termitów. Poza tym chatki i nie dużo więcej. Ale do wsi jeszcze wrócimy.

afryka mozambik podróż Mozambik - droga EN1

Bo w Mozambiku to jest tak. Południe to stolica i okolice. Tam jest co robić zdecydowanie. Potem mamy jedną drogę z południa na północ EN1. Wzdłuż niej dzieje się życie. Powstają osady i miasta. Oprócz tego z asfaltowych dróg w Mozambiku mamy jeszcze może z dwie, trzy. Przy czym nie są one całe asfaltowe. W porze deszczowej bywają nieprzejezdne. Zatem podroż odbywa się tak samo wzdłuż drogi EN1, przemieszcza się człowiek kolejno z Maputo do Tofo, do Vilankulo, Beira, Nampula, aż do Wyspy Mozabik. Stąd na północ to już można tylko praktycznie w dzicz kudłata, trzeba by jechać samochodem 4x4 i rzekami. Tam pewno dzikiego zwierza się spotka częściej. Chcielibyśmy. Ale chcemy też do Malawi. Zatem jedziemy na zachód.

Mozambik wzdłuż EN1 to nie kraj, gdzie na ulicach chodzą słonie albo lwy. To nie ta Afryka co nam się wydaje. Mamy drogę, koło niej chatki. Chatki z gliny z reguły stoją po kilkadziesiąt, kilkaset metrów od siebie. Chatki zawsze stoją po trzy, cztery. Ludzi koło nich nie widać. Tylko od rana. Z rana wszyscy z chatki wybiegają jak najszybciej się da. Bo w środku gorąco. Chatka nie jest domem. Jest miejscem gdzie idziesz spać. Jest ochroną w nocy. W ciągu dnia wszyscy gdzieś chodzą. Coś robią. Kobiety z rana zamiotą piasek wokół chatki. Potem pójdą na targ, albo kolo ulicy sprzedawać owoce. Tam zawsze kogoś spotkają. Z kimś porozmawiają. Jest życie. Dzieci, jak Bóg da pobiegną do szkoły. W południe wrócą. A potem znowu pobiegną. W międzyczasie pograją w gumę, piłkę, pośmieją się, poprzepychają, pogonią. Jak Bóg nie da szkoły, to te zabawy muszą robić cały dzień. Ale cały dzień się trudno bawić. Więc często gęsto siedzą gdzieś znudzone. Problem taki, iż czym bardziej na północ, tym częściej widzimy te dzieci znudzone. Może nie czym bardziej na północ, ale czym dalej od dużej osady. A my z głównych tras nie zjechaliśmy. Zatem trzeba liczyć się z tym, że tych nudzących się dzieci jest tu zdecydowanie więcej. Mężczyźni cały dzień gdzieś chodzą. Często pracy nie ma. Więc cały dzień przechodzą, przetracą. Wieczorem usiądą albo przy piwie własnej roboty z kolegami przy chatce-barze, albo często z całą rodziną w domu. I rozmawiają. Jak deszcz pada to przez bambusowo-lisciaste dachy chatek przechodzi dym. Wygląda jakby cały dach był dymem. Gospodarstwo to z reguły 3-4 chatki. Zatem jedna jest domem spotkań. Tam pali się ognisko i rozmawia wieczorem.

afryka mozambik podróż Mozambik - afrykańskie chatki

Od czasu do czasu chatki zaczynają być coraz częściej, aż w końcu tworzą skupisko, miasteczko, targ. Ta osada z reguły jest przy skrzyżowaniu albo przy rzece. Ciężko to nazwać tak naprawdę miastem. To osada, w której mamy targ, szkołę, kościół i meczet. Oprócz tego trochę więcej chatek. I nie dużo więcej. Ale tu życia jakby trochę więcej jest. To tu właśnie cały dzień kobiety sprzedają owoce, a mężczyźni się wałęsają szukając okazji. Za to w weekend to już pełnią życia. Młodzież rozgrywa mecze. Inne chłopaki i mężczyźni oglądają. Młode dziewczyny siedzą kilkadziesiąt metrów dalej, plotkują i chichrają się. Kobiety siedzą przy drodze przed domkami i plotą sobie włosy, odrabiają zadania domowe dzieci, lub po prostu siedzą i się gapia. Mężczyźni też siedzą i dyskutują. Zawsze dyskutują. Zawsze. Nawet jak robią włóczkę z wełny jakiejś owcy. Może dwóch nie dyskutuje we wsi. Jeden gra na gitarze a drugi śpiewa. Tak to miło wygląda jak jest osada. Jak jest skupisko. Praktycznie raj na ziemi. Ciepło, milo, przemęczać się nie trzeba. I życie sobie leci. Często jednak te skupiska są daleko. O dzień, dwa drogi od pojedynczych porozrzucanych domków. Wtedy zostają już tylko rozmowy w gronie rodzinnym, plemiennym. Głodu tu nie ma. Ale perspektyw wtedy tez brak.

afryka mozambik podróż Mozambik

Oprócz tego jadąc EN1 mijamy miasta. Już nie skupiska, ale miasta. Oprócz Maputo to także Beira. I znowu całkiem przyjemne miejsce. Cześć miasta z willami jakich nie powstydziłaby się Lizbona. Willi sporo. Widać ze kilkadziesiąt lat temu był to ważny port dla Portugalczyków. Cześć miasta z bankami, kafejkami i ogólnym biznesem w kolonialnych kamienicach. Kamienicach, których nie powstydziłby się Poznań. Może się trochę te kamienice rozpadają, ale nie wszystkie. Cześć miasta to bloki i trochę rozpadające się domki. Bloki jak w każdym szanującym się komunistycznym kraju. A cześć to chatki z wszystkiego co się da znaleźć, czyli bambusa i blachy. Przy czym te domki z bambusa są zadbane. A koło nich rosną sobie roślinki. Wszystko to nad morzem. W Beira mógłbym żyć. Na pewno przyjemniej niż w Katowicach. Z całym szacunkiem.

A propos bloków. Oprócz nich nie wiem czy pisałem, zostały jeszcze dwie ciekawe rzeczy po komunizmie. Po pierwsze nazwy ulic. Skrzyżowanie Mao Tse Tunga z Wladimira Lenina jak najbardziej tu istnieje. Po drugie tak jak w Wenezueli mamy tu bardzo słabą obsługę w usługach. Jak chcesz kupić chleb to raczej proś, bo Pani słabo słyszy. Na dzień dobry też od razu nie odpowie. Przy czym ok, nie ma tragedii. Jak dla mnie poziom akceptowalny. Jak w naszych Społem jeszcze parę lat temu. Nie ma tragedii szczególnie, że Arabowie i Hindusi, których tu też kilku jest, sprzedają jak należy. I uczą tego tutejszych. Ale jakbym miał powiedzieć, że w Mozambiku spotkasz najmilszych ludzi na świecie, no co to, to nie. Mówią, że policja potrafi też być upierdliwa. Mnie tylko poprosili o paszport na ulicy i nic więcej. Zatem tego nie potwierdzam.

Wracając do trasy. Beira to chyba ostatnie takie miasto, jakie spotykamy chwilowo. Afryka była kolonizowana wzdłuż morza. Portugalczycy czy Anglicy bali się wchodzić do interioru. Bo co wchodzili to 80 procent z nich wymierało na malarie, śpiączkę od much tse tse lub innych trądów. Nie do końca wiedzieli jak się przed tym bronic. Dodatkowo myśleli, że to tubylcy rzucali na nich czary. Myśleli, że umierają od czarów, bo kto by pomyślał, że nawet w dzisiejszej Afryce więcej ludzi umiera od komarów niż od krokodyli, hipopotamów, czy innych kotów razem wziętych.

afryka mozambik podróż Mozambik

Zatem przy tych brzegach Portugalczycy pobudowali piękne miasta. Jak się wjedzie wewnątrz i zobaczy np. Nampula, która jest wielkości Beira, ale już powstała w 20 wieku. Hmm... No cóż nic ciekawego. Kilkanaście ulic przecinających się pod kątem prostym. Przy nich budynki z lat 70tych – pół bloki, pół nie wiadomo co. Jakiś kościół, targ, inny meczet. I to w zasadzie tyle. Czyli mamy ogromną, ale osadę. Ten typ miasta osady wydaje się typowy dla kontynentu. Zatem miasta w interiorze lepiej omijać. Trzeba i tak to dotrzeć, bo tak prowadzą drogi. Ale cudów tu raczej nie znajdziemy.

Stąd na sam koniec przygody z morzem w Mozambiku warto dotrzec na Wyspa Mozambik. Kolonizatorzy nie dość, że do interioru nie wchodzili, to tak naprawdę nie do końca nawet chcieli się osiedlać w Afryce. Nawet przy brzegach nie koniecznie. Po co mieć problemy z tubylcami. A że wokół Afryki wysp dość dużo, to swoje pierwsze stolice, tudzież miejsca przeładunkowe dla niewolników, potworzyli na wyspach. Stąd mamy Zanzibar w Tanzanii. Stąd mamy Wyspę Mozambik tutaj.

Wyspa Mozambik to takie niedawno odkryte przez międzynarodowe koła zwiedzaczy oraz UNESCO cudo. Wyspa 3 km na której na 600m znajdują się wspaniałe kolonialne zabytki. Każdy kawałek tej wyspy to zabytek. Jak nie zamek lub szpital ogromny, to kościół lub katedra, lub chociaż kamienica. Oprócz tego mamy fortece, leżące tu i ówdzie armaty. Widać, jak w tym 18, 19 wieku tu się żyło. Aż to czuć. A żyli tak, bo było tu 8000 osób. Z 500 białych, 300 Arabów trochę mieszanych i pozostałych 6-7 tys niewolników.

afryka mozambik podróż Mozambik

Tak to było w Afryce. Kolonizatorzy na wyspach. A niewolników przyprowadzali im czarni albo Arabowie. Arabów tu było sporo od wieków. Swoją drogą to język Suahili to mieszanka arabskiego z tutejszym. Arabowie do wschodniej Afryki przyjechali już w 8 wieku. Wiele lat przed Europejczykami. Od razu wywozili stąd złoto i kły słonia. Przywieźli za to przyprawy i dobrą kuchnie do Mozambiku. Jak przyjechali Europejczycy to trochę się z Arabami tarmosili. Ale jednak trochę się tez dogadywali i Arabowie załatwiali tutaj złoto, kły słonia... a potem materiał przynoszący dużo większe profity, czyli niewolników. Niewolnicy przynieśli zresztą zawsze oprócz siebie trochę kłów i innych rzeczy też. Przeładunek i jedziemy. Wielki podbój Afryki. Do połowy 19 wieku, a w sumie końca, dużo więcej się tu nie działo. Do Rwandy czy Malawi pierwsi biali (np. Livingstone) dotarli około 1850-1890 r. Wcześniej biali siedzieli na wyspach.

Ale na wyspie teraz pięknie i ładnie. Jeszcze tak jest, że w tych starych rozpadających się willach, sadach, szpitalach itd., zamieszkują tutejsi ludzie. Wywieszając firanki w okna bez szyb. I siedząc przed szpitalem jak przed chatką glinianą. Ale dlaczego nie. Po pierwsze ładnie. Po drugie jednak dach nad głową lepszy niż w lepiance. Teraz powoli przyjeżdżają turyści. Z 10 lat temu było tu 1 miejsce do spania. Teraz te stare kamienice, domy zmieniają się w hotele i restauracje. Na razie idzie to powoli. Ale cały czas do przodu. Będzie to taka mała Kartagena południowej Afryki. Zdecydowanie będzie. Zdecydowanie już jest nawet.

Ok lecimy dalej. Miejmy nadzieje ze następny email z Malawi. Jak nie to pewno z Tanzanii bo na północy Mozambiku internetu się nie spodziewam. Z internetem to w ogóle tu ciężko. 20 zł za godzinę. I nie działa. Teraz np. pisze w Note-padzie. I tylko mam nadzieję, że zadziała na 5 min, abym mógł to wysłać. Jak to czytacie, to znaczy ze zadziałał. Ludzie z ulicy w zasadzie nie maja do internetu dostępu. Jest to totalna bzdura. I raczej im w rozwoju nie pomoże. W Boliwii kafejki są prawie za darmo i grają tam dzieciaki w gry na internecie. W Swazilandzie jest jedna firma z internetem i należy do króla. Król chce sobie dorobić. Więc ceny są horrendalne. W Mozambiku też jest jedna telekomunikacja. I też nie działa. W zasadzie jedyną otwartą kafejką na wyspie jest budynek telekomunikacji. W nim właśnie siedzę. Kafejka otwarta. Ale to nie znaczy ze działa internet. Krotko i na temat, nie zazdroszczę.