Benin: Puerto Novo, Togoville, lud Samba

Benin Afryki zachodniej

Hola Hola,

Do Afryki Zachodniej raczej każdy jedzie z jakąś misją. No chyba, że ma 60 lat i z pochodzenia jest Francuzem. Takich paru ciekawskich tu się znajdzie. I to nawet takich 60letnich Francuzów z plecakami. Reszta coś kombinuje. Albo pracują dla jakiejś organizacji charytatywnej albo chcą dokonać jakiegoś życiowego wyczynu. Jeżeli chodzi o tych drugich, to z reguły po prostu chcą objechać Afrykę dookoła albo dokąd starczy sił. I daj im Panie Boże zdrowie i dar opowiadania przygód. Jedni jadą samochodem, drudzy motorem, a jeszcze kolejni na rowerze. A i tego mało.

Okazuje się, że tych jadących na rowerze jest całkiem sporo. Całą zabawę zaczynają w Maroku. Stamtąd uderzają do Sahary Zachodniej, potem Mauretania. Jadą na południe wzdłuż Atlantyku. W zasadzie to jedyna droga. Do tego na obszarze Sahary Zachodniej jest taki moment, gdzie kolejne gospody as co 137 km. Każdy się musi tam zatrzymać po wodę, choćby go wiatr pchał i burza pustynna goniła. Stąd pracujący tam Pan ma dość dobre statystyki dotyczące rowerowych zapaleńców. Podobno średnio co tydzień jeden jedzie. Do tego dochodzą tacy co jadą tylko z północy na północ, np. z Kairu do Kapsztadu. Zatem notorycznie mamy w Afryce około 100 kozaków pędzących na rowerach. Stąd oni już teraz nie robią wrażenia. Pewno jak Kazimierz Nowak jechał 100 lat temu to było coś. Teraz po asfalcie to standard. Stąd muszą się pojawić tacy co zrobią coś jeszcze więcej. Pan z baru z Sahary mówi, że w 1995 roku jechał facet ciągnięty przez zaciąg psów. W roku 2002 biegła Hiszpanka, tylko ze swoim plecakiem. Ale mówi, że można trafić na wszystkich dziwolągów.

afryka burkina benin Benin

W Mauretanii postoje policji są co 40 km. Na drodze dużo się nie dzieje, zatem w miarę zdają sobie sprawę kto jedzie na południe. Jak naszego znajomego Francuza dorwała burza piaskowa i w zasadzie odmawiał ostatnie zdrowaśki, czy inne ateistyczne francuskie modły, to zaraz policja się zorientowała i przyjechała po niego. Zresztą oprócz niego na tej drodze można spotkać samochody jadące tylko z północy na południe. Z południa na północ w zasadzie bardzo rzadko. Niby ewenement. A to po prostu Afryka ciągnie tabuny używanych samochodów z Francji, Hiszpanii i Italii. Te, które do nas nie trafiają, jeżdżą od Maroko, aż po Kamerun. Hehe.

Dalej złoty szlak białego człowieka w Afryce Zachodniej odbija od morza. Jeszcze ostatnie kilka spokojnych dni w Senegalu opalając się nad oceanem i jedząc w kafejkach w Dakarze, które od francuskich prawie nie odstają. A potem Sahel, czyli z reguły Mali i Burkina. Przy morzu nikt się nie pcha, bo tam mamy zestaw kilku krajów z których każdy ma swój problem i nie może go przeskoczyć. Jeszcze trochę czasu potrzeba. Jedni jak Gwinea Bissau - jeszcze po krwawym odejściu Portugalczyków się nie ogarnęli. Inni jak Wybrzeże Kości Słoniowej mają po prostu za dużo dóbr naturalnych. I tak nam ten kawałek z Liberia i Sierra Leone włącznie - trochę odpada.

Mali to było ukoronowanie tutejszych przyjazdów. Historyczna kraina, Timbuktu, kultura, Sahara... podobno cholernie mili, nienachalni ludzie. Chwilowo to wszystko siadło. Co prawda w Bamako żaden Tuareg Cię nie porwie i można śmiało jechać, jednak ludzie się przestraszyli. I ogólnie w rejonie mniej chętnych do pałętania się. Trochę się tu z tego nie cieszą, bo w takim Burkina Faso camping przy wodospadzie wyglądał na wymarły. Trafiliśmy tam my i Francuz z misją. A wodospad piękny jak cholera i do tego można się w nim kąpać. W pustynnym Burkina Faso nie lada atrakcja. Podobno około 4 lata temu to wszystko tętniło życiem. Dziś pustkowie. Pustkowie na tyle duże, że jak dwójka białych przyjedzie z 2-milionowego Ougadougu do 400-tysięcznego Bobo to zaraz ktoś do nich podjedzie na motorze i powie: „Dzińdybry” w ojczystym języku. Myślisz jak to możliwe. No ale fakt - innej pary koło 30tki pałętającej się po Burkina Faso w tym tygodniu po prostu nie było. To sobie przewodnicy nadają temat, że taka dwójka z Polski może się pojawić. Heh.

afryka burkina benin Benin

Za Burkina – Benin, potem Nigeria oraz Kamerun i dalej na południe. Tak prowadzi droga standardowa. Czasami ktoś o Ghanę zahaczy. Z reguły zahaczy, jeśli mówi po angielsku, a nie francusku i ma już dosyć bycia niemym. Przyjeżdżając do Afryki Zachodniej po raz pierwszy, odczułem realną potrzebę nauczenia francuskiego. Tak – potrzebę, bo jednak bardzo dużo się traci. Ludzie w tym rejonie są cholernie mili, a my ni w ząb nie potrafimy się z nimi porozumieć. Kupić jedzenie da radę, ale pogadać o pogodzie już nie. Szkoda. I aż chce się uczyć tego francuskiego, bo po raz pierwszy nie jest to francuski arystokratyczny - taki co używają go primabaleriny - tylko francuski ulicy - używany do żartów, sprzeczek, targowania się. Ten francuski brzmi znacznie lepiej. Brzmi tak, jak chcę go umieć. Tylko bym musiał jakiegoś Beninczyka w Poznaniu znaleźć.

Tak czy owak, z francuskim czy bez, Benin oraz Togo i tak dają radę. Takie sobie małe pypcie. 80 km szerokie, z 350 km długie, może 400 km.. i się okazuje, że maja wszystko. Mają ocean i nawet niezłe plaże. Mają voodoo i parki naturalne z lwami i słoniami. Mają góry i wodospady. Mają pokolonialne miasteczka albo miasteczko Puerto Novo. Mają cudowną wioskę, gdzie pojawiła się Maryja, a potem przyjechał Jan Paweł II. Nota bene wioska nazywa się Togoville i jest równie znana ze swojego marketu voodoo. Tak znana, że połowa chętnych do katedry, a połowa na bazar kupować talizmany. Ale to co Benin i Togo mają najciekawsze, to mają ostatki z prawdziwej Afryki. Cokolwiek to znaczy.

Dotarliśmy do takiego miejsca, że aż się gęba cieszy. Gdzieś na 300-tnym kilometrze od morza, gdzieś na granicy Togo i Beninu, zamieszkiwał sobie od tysiącleci lud Samba. Lud znany ze swoich okrągłych domków, które miały dwa piętra i stojan na wzgórzach wyglądają całkiem scenicznie. Ale sprawa jest lepsza. Do 70 lat ten lud sobie tu żył i nikt się nim specjalnie nie przejmował. Nie było tu ropy, ani idealnej ziemi do bawełny, to o nich zapomnieli nawet nowi, pokolonialni włodarze kraju.

afryka burkina benin Benin

No to sobie tutejsi chłopi żyli, jak za starych lat. Czyli budowali swoje chatki. Żyli religią voodoo. Siali najprostsze rośliny. Synowie stawiali kolejne chaty od rodzicowi, co 500 m, czyli podobno o rzut włócznią. I chodzili wszyscy na golasa, hehe. Chryja się zrobiła, jak w latach 70-tych dotarł tu jakiś reporter Le Monde i porobił zdjęcia, które następnie w Europie pokazywał, jak to wygląda Afryka po wyjeździe Francuzów. No to się rząd Beninu wkurzył. Pojechali delegaci do wioski i kazali się wszystkim zacząć ubierać. Hehe. Ale w zasadzie to tyle. Bawełny tu nie ma, ropy też nie, to pozwolili im nadal żyć, jak żyli. I dopiero teraz my turyści - ich życie pewno zmienimy – ale niestety nie na lepsze raczej.

Wioski są spoko. Nadal wiele kobiet tu pokazuje swoje jędrne lub mniej jędrne piersi. Nadal żyją w swoich dwupiętrowych lepiankach. Nadal trzymają gołębie, aby potem oddać je na ofiarę. Nadal tu i ówdzie widać jakieś resztki zwierząt powieszone na drzwiach jako ofiara. Nadal chowają krewnych na wejściu do domu. A krowa czasami żyje na pierwszym piętrze. A do tego dochodzą takie smaczki, jak szanowana Pani szamanka, która jako pierwsza kobieta w wiosce, a może i całym Beninie, ożeniła się z drugą kobietą. Swoją drogą to Polska zaczyna być za murzynami. W Polsce szanowanej Pani nie pozwolono by się ożenić. Do tego dochodzą smaczki jak stary Pan, który wyczuł, że turyści będą tu przyjeżdżać i choć ma kilka ostatnich oryginalnych tamtamów i jest jedynym, który potrafi je robić, to za nic w świecie nie chce ich sprzedać. Wie, że póki je ma, to turyści do niego zaglądną.

Ten Pan to stary cwaniak i bardzo dobrze robi. Do tego wie co robi. I choć żyje w starej kulturze, to korzysta jak może. Heh obawiam się, że za 15 lat będzie to wioska, w której Panie będą ubijać kasawe starym sposobem, aby turysta przyjechał i popatrzył. Straci to swoją magię. Ale to naturalna (chyba) kolej rzeczy. My tego nie zmienimy przynajmniej. Za to lecimy na północ Togo.

afryka burkina benin Benin