Kolumbia: Cartagena - Medellin - Turbo - Capurgana - Sapzuro - La Miel

Kraina mlekiem i miodem płynąca

Tak jak pisałem w pierwszym mailu i nadal to podtrzymuję w 100%. Kolumbia to idealny kraj turystyczny. Nie dość, że ma dużo różnych atrakcji to jeszcze da się je ogarnąć w 3 tygodnie. My jedziemy po prostu dalej typowym turystycznym szlakiem. I tak trochę z tych atrakcji trzeba opisać.

kolumbia mapa Mapa naszej podróży

Cartagena

Od morza w Kolumbii ciężko się oderwać. A gdy się to zrobi to trochę się zaczyna żałować. Zresztą sami Kolumbijczycy też za największe perły uważają okolice Santa Marta oraz Cartagenę. O tych pierwszych było ostatnio. A Cartagena, Cartagena to... hmm miasto piękniejsze niż jakiekolwiek jakie widziałem w okolicach Morza Śródziemnego. Ok i oczywiście mamy tu na myśli centrum, tj. stare miasto. Jednak...jednak... sama ta część sprawia, że warto poświęcić Cartagenie chwile i to całkiem spora.

Cartagena była jednym z pierwszych portów założonych w Ameryce Południowej. Do tego była przez lata portem najbardziej prężnym. I stąd po dziś dzień wręcz pachnie piratami, kolonizatorami, hiszpańską szlachtą, inkwizycją i czarnymi niewolnikami. Bajka. Całe stare miasto, które nota bene jest całkiem, całkiem spore, zamknięte jest w starych murach chroniących przed najeźdźcami. A mieli ich sporo, bo oprócz piratów to i Anglicy tu przybyli nie raz. Raz ze 186 statkami. Walkę przegrali. Ale ich dowódca po dziś dzień ma tablicę, która wyśmiewa jego zamiary.

W środku tych murów kolonialne kamienice. Każda w innym kolorze. Każda z innym balkonem. Każda z balkonem. Kamienice, pałace, kościoły. Całkiem tu tego sporo. Naprawdę Sewilla, Wenecja itd pod tym względem są co najmniej porównywalne. Ale faktem jest, że Cartagena przez lata była po prostu przebogata. Z jednej strony wywozili stąd wszystko co się dało (w tym złoto) z drugiej przywozili niewolników.

ameryka łacińska kolumbia relacja z podróży podróż Kolumbia Cartagena

To także jest widoczne po dziś dzień. W Kolumbii blisko 55% to mieszanka Indian z białymi. Następnych 20% to biali. Następne 24% to czarni i wszelkie pozostałe mieszanki. Czyści Indianie to około 1%. Przy czym, oczywiście jak się jest przy Karaibach to te mniejszości stanowią większości. W samej Cartagenie to widać choćby po tym, że codziennie wieczorem odbywają się afrykańskie tańce na środku placu. Co jak co, ale koledzy z południowego kontynentu potrafią się poruszać tak, że spektakl jest całkiem ciekawy.

I to tak naprawdę w Cartagenie urzeka. Jest tu także półwysep pełen hoteli - takie sobie Acapulco czy inne Cancun. Nic ciekawego, ale fajnie ze oddzieli. Jeżeli dodać bary z muzyka z całej Ameryki Południowej. Co tu dużo mówić. Miód. I to mówiąc szczerze, naprawdę perła w układzie Ameryki Łacińskiej. Miasto, którego by się Europa nie powstydziła. Oczywiście są obrzeża.... jednak mimo wszystko.

Turbo

Z Cartageny jedzie się do Medellin albo Turbo. To drugie miasteczko wybierają raczej ci, którzy pragną pchać si do Panamy, bo niby tam nic nie ma. Niby. Sama droga do Turbo już ciągnie się wzdłuż plaż, gdzie czasami kilometrami ciągną się campingi, hotele i domki nad morzem. Wiedzie to wszystko przez równiny pełne plantacji dziwnych roślin. Całkiem przyjemny widok i choćby dla niego warto jechać te 300km przez 10 godzin - bo asfalt, tak zdarza się.

Turbo jest miejscem, gdzie nawet kierowcy autobusów radzą ci uważać komu robisz zdjęcie. Więcej, po prostu nie radzę robić zdjęć. Miasto portowe przy granicy z Panama. Więcej tłumaczyć nie trzeba. Można dodać ze z Kolumbii do Panamy nie ma drogi lądowej, zatem wszelki duży ruch przebiega przez Cartagenę, ale drobny w tym przerzuty ludzi i narkotyków przez Turbo. W Turbo w zasadzie nie ma nic dla turysty. Po prostu kilkadziesiąt brudnych ulic i port. Hotele są tanie, ale pełne karaluchów. Raczej dużego wyboru nie ma. Port.

Jednak trzeba tu się przespać, gdyż jest to baza wypadowa do Capurgana - wieś nad morzem, przy granicy z Panama, gdzie dostęp jest tylko po przepłynięciu 3h lodka. I tu sprawa ciekawa. Chętnych, aby dostać się do Capurgana jest całkiem sporo. Pewno z 50 turystów dziennie w niskim sezonie - głównie Kolumbijczycy. Ale dojdzie do tego z 100 miejscowych co muszą jechać po cukier na bazar. Przejazd lodka 3h i mowie tu o takich lodkach na 20-30m długich co mają po 3 silniki Yamaha i mogą się ścigać z kim chcą, choć nadal to wygląda jak łódka tylko większa - a nie jak łódź. Przejazd kosztuje 100 zł. 300 osób (w 2 strony) x 100 zł = 30 000 zł. Dziennie. Ponieważ jesteśmy na skraju Kolumbii, to taki interes zostaje w rekach jednej rodziny - albo przynajmniej kliki. W zasadzie nie ma się co dziwić.

Pozytywne jest to ze przez ostatnich 10 lat, rząd Kolumbii doprowadził te jedne z najbardziej niebezpiecznych regionów do mimo wszystko pozytywnego miejsca. Sposób prosty - w Capurgana jest podobno 1 policjant lub żołnierz na 4 osoby. Stąd w zasadzie jest porządek i to się czuje. Ale ten intratny interes pozostaje w jednych rękach. Oczywiście ceny 100 zł za przejazd to jedna sprawa. Druga jest szacunek dla klienta a w zasadzie go brak. Łódki są pakowane na maksa. Kamizelki ratunkowe maja dla 30 osób, ale zdarzyło się, że bylem ta 33 na łódce. Jeżeli odpływają 3 łódki z rana co pół godziny to choć jesteś pierwszy w kolejce o 6 to możesz wyjechać na ostatniej o 9 - gdyż panowie najpierw puszczają swoich. No i nie tylko swoich. Klucz tu pewno mają przeróżny. Co widzieliśmy choćby po tym, że w naszym rejsie się przydarzyło, że straż przybrzeżna ściągnęła z łódki 5 osób, które choć wyglądały na okolicznych to niby nie mówili po Hiszpańsku. Przewozili coś, albo siebie. Jest wersja ze byli to Boliwijczycy co się chcieli bardziej na północ przedostać. Zakładam, że po Hiszpańsku nie mówili na początku specjalnie aby było ciężej ich deportować. Panowie z łódek co się straży przybrzeżnej boją. Z drugiej strony na ucho sobie z Panami ze straży też rozmawiają. Zatem do końca nie wiadomo kto tu rządzi, czy panowie z gwardii morskiej obładowani karabinami, czy też panowie z łodzi wyglądający jak amerykańscy raperzy z lat 90tych. Stąd lepiej siedzieć cicho, nie irytować się, nie marudzić i płynąć.

Capurgana, Sapzuro, La Miel

ameryka łacińska kolumbia relacja z podróży podróż Kolumbia

A jest, gdzie dopłynąć, bo choć Turbo samo w sobie hitem nie będzie to miejscowości, gdzie się dopływa już zdecydowanie tak. Hmm.. Capurgana to miasteczko rybackie. Ale... ale.. jest to sobie wieś, w której mieszka z 2000 osób. Cala wieś leży nad morzem - zatem śpi się z reguły u kogoś w chatce z oknem prawie, że w morzu. We wsi dwa kościoły, boisko i budy z piwem. Na boisku grywają sobie tutejsi. Budy z piwem też raczej tutejsi obsiadują. Choć trochę turystów się zaczyna pokazywać. I tak to w takim dziwnym miejscu świata - na samej granicy z Panama, bez żadnego dostępu drogowego, bez żadnego lądowego dostępu do następnej wioski - mieszkają sobie spokojni ludzie. Tu już nie widać pogoni z Turbo. Tutaj po prostu sobie żyją.

Do następnej wioski dróg nie ma. Można jedynie przejść 2 godziny małą ścieżką, przez górę, która jest w totalnej dżungli, po której biegają miedzy innymi jakieś szopowate stwory nie robiąc sobie nic z przechodzących 4 razy dziennie ludzi. Dochodzi się do Sapzuro i idąc ciut dalej do La Miel. Sapzuro, to jeszcze mniejsza mieścina z ciut ładniejszą plażą, ale bez boiska i tutejszych. Za to La Miel... La Miel, żeby było śmiesznie jest już w Panamie. Jest albo nie jest. Bo oprócz tego, że trzeba rzeczywiście pokazać paszport, a na miejscu spotyka się stacjonujące wojsko Panamskie w liczbie kilkanaście sztuk i do tego kilkanaście chat zwykłych ludzi to więcej z Panamy tu nie ma. Płaci się w Pesos Colombianos, a jedyne regularne połączenie łódką jest z Kolumbią. Zatem czego żołnierze pilnują. Nie wiem do końca. Być może plaży i koralowców. A jeżeli tak - to i tak warto. Bo ze plaza to idealny piasek, mała zatoka to ok..... ale to, że jak się założy maskę to 10m od brzegu jest rafa koralowa i w niej wszelkiego rodzaju dziwne, kolorowe ryby..... a jak się ma szczęście to pewno i żółwia można spotkać...... no to już bym się nie spodziewał.

Mai powiedziałem krótko. Jak gdzieś kiedyś zaginę to znaczy, że siedzę w Capurgana. Gram w piłkę, łowię ryby i pije piwo z tutejszymi i co kilka dni chodzę sobie do Panamy na plaże. I pewno nawet bym tak zrobił jeżeli chodzi o kolejne kilka tygodni, gdzie mam niby siedzieć i pisać.... tylko cholera w takich dziwnych miejscach internet to raczej nie działa. Ok działać działa, przez komórkę i z przerwami. Eh.. jak ktoś chce uciec od cywilizacji polecam.

ameryka łacińska kolumbia relacja z podróży podróż Kolumbia

Mleko, miód i.... w zasadzie kawa i krowy

Ok, ale Kolumbia to nie tylko karaibskie plaże na północy, choć są ważne szczególnie, że mieszka tu 9mln ludzi - czyli 1/5 kraju. Pacyfik na zachodzie jest trochę dziki i bez dostępu drogowego (sic!), Amazonia na południu tak jak Pacyfik. Oprócz tego zostają nam słabo zaludnione sawanny z kowbojami i krowami (los LLanos) na wschodzie i góry w centrum. I to w górach tak naprawdę mieszka zdecydowana większość. Tak naprawdę Kolumbia to góry. Bogota - 9mln ludzi mieszkających na 2500m, Medellin i Cali czyli kolejne 8 mln ludzi mieszkających na 1500m. Do tego dochodzą setki miast i miasteczek pomiędzy. Miast i miasteczek... hmm dla Bogotanczyka, Cartagena, która ma 1mln ludzi to nie do końca miasto.. to taka większa miejscowość. Miasta, oprócz tych powyższych kończą się na Baranquilli (na wybrzeżu karaibskim), która ma 4mln obywateli.

I choć Karaiby to miłe życie, to w górach rozwija się cała kultura, biznes i rządy. Przy czym góry te to naprawdę kraina mlekiem i miodem płynąca. Staram sobie przypomnieć gdziekolwiek na świecie tak piękne widoki. I naprawdę ciężko. Może tarasy ryżowe w Chinach. Ale one tam były miejscowo. Kolumbia centrum - tak wygląda cała. Cała w zielonych górach z pasącymi się krowami. Cala w zielonych górach, gdzie rosną zarówno bardziej nasze swojskie drzewa jak i palmy. Cała w zielonych górach obrośniętych krzakami kawy.

Cała w zielonych górach, gdzie w zasadzie mamy tylko jedną porę roku - wiosnę. Ok Kolumbijczycy mówią, że mają cztery pory roku lato, zimę, a potem lato i zimę. Ale różnica jest w ilości opadów deszczu. Pod względem temperatury standard. W Medellin (1500 m.n.p.m.) cały rok 22 st C, w Bogocie cały rok około 18 st C. Jak dla mnie to oni mają tu polski maj i czerwiec. I tyle jeżeli chodzi o pory roku.

Zatem od Karaibów do Medellin na pewno trzeba jechać w ciągu dnia. Po prostu widoki są niesamowite. Zaczynając od plantacji bananów ciągnących się kilometrami kończąc na plantacjach kawy. Ehhh.. Tak naprawdę to warto byłoby jechać samochodem i zatrzymać się w co mniejszym miasteczku. Bo oprócz tych molochów 4 milionowych w górach są dziesiątki, setki ładnych miasteczek. I mam na myśli ładnych. W tym miasteczka z zadbanymi domkami, gdzie wszystkie domy są białe, lub wszystkie domy są w różnych kolorach. Miasteczek położonych w środku góry, lub takich, które leżą wśród 10 jezior, gdzie każde wygląda jak Morskie Oko. Ciężko uwierzyć, ale tak jest. Do tego dochodzą atrakcje, jak stojący kamień pośród równiny, kamień co ma 200m wysokości! Mówię o El Penol de Guatape. Tak naprawdę nie dotarliśmy do trójkąta kawowego – miejsca, gdzie w ogóle podobno jest najpiękniej. A i tak jestem pod wrażeniem tych obrazków jak z bajki.

Medellin

Samo Medellin, to drugie miasto Kolumbii. Tutejsi z całego regionu mówią na siebie Paisa. Są uważani za najbardziej przedsiębiorczych. I na cała Kolumbie patrzą z góry. Stąd w zasadzie chodzi fama, że to miasto jest piękne i wspaniałe. Sami tak uważają. Ale niestety chyba nie jest.

W Bogocie czuć kulturę, czuć historię. Medellin ma i metro, ma i biurowce (wiele międzynarodowych firm ma tu swoje siedziby na Kolumbie), ma parki, ma centra konferencyjne, ma uniwersytety. Ale cholera nie ma nawet kawałka starego miasta. Nie ma tu ani kawałka, co by przykuwał naprawdę uwagę. Na ludziach z Ameryki Łacińskiej pewno to miasto robi całkiem duże wrażenie. Gdyż pod względem rozwoju i jakości życia (w aglomeracji 4mln plus) - jest to pewno jeden z najlepszych przykładów na całym kontynencie. Ale na Europejczyku nie robi wielkiego wrażenia.

Przy czym trzeba Medellin oddać kilka rzeczy. W latach 80tych i na początku 90tych było to centrum dowodzenia Pablo Escobara. Było to miasto, gdzie było pewno łatwiej zginąć niż dziś w Bagdadzie. Było to miasto, gdzie prawie każdy policjant był skorumpowany. Ale jak się wzięli to w przeciągu 20 lat Paisa doprowadzili do tego - że jest to miasto, gdzie jest stosunkowo mniej rozbojów niż w Chicago czy NY. Jest to jedno z najbezpieczniejszych miast w całej Ameryce Łacińskiej.

Pobudowali parki wszędzie, gdzie się dało. A Metro doprowadzili nawet do najgorszych dzielnic. Swoją drogą w śmieszny sposób. Medellin leży w dolinie pomiędzy górami. Zatem w nocy jedyne co widać to z każdej strony oświetlone góry. Do tych gór się metro raczej nie doprowadzi. Zatem pociągnęli tam kolejkę górską. Kolejka działa szybko i sprawnie. A jak się wjedzie w te wyglądające z daleka jak slumsy dzielnice, to okazuje się, że jest tu całkiem spokojnie. I można jeszcze znaleźć, jak to w Kolumbii jakąś gigantyczną, nowoczesną i architektonicznie ciekawą - bibliotekę.

Zatem Medellin, turystycznie bez szału, ale z szacunkiem. I widać , że oni ten kraj pociągną. I widać tu najbardziej jak ogromny potencjał Kolumbia ma. <./p>

Koniec.. no prawie...

I w zasadzie to koniec objazdu turystycznej Kolumbii. Takie kółko to taki standard, który robią wszyscy. To kółko po obszarach, gdzie mieszka pewno 90% Kolumbijczyków. Po obszarach, gdzie jest naprawdę pięknie. I co tu powiedzieć. Na razie przywołam słowa pewnego taksówkarza.

Prezydent - nasz jest najlepszy wszyscy go kochają. Wszyscy go kochają. Drogi - mamy wspaniałe...... a... że na północy bez asfaltu, bo była mocna zima i go wypłukało... ale mamy najlepsze. Krajobraz - mamy najpiękniejszy. Jedzenie - najsmaczniejsze i do tego nie szkodliwe w przeciwieństwie do meksykańskiego. Ludzie - a w Kolumbii to sami wspaniali, bardzo mili i zawsze pogadają. Otwarci. Sąsiednie kraje - z wszystkimi krajami jesteśmy w pokoju, bo my nie walczymy, no tylko ci Wenezuelczycy muszą sobie zmienić prezydenta, ale on już umiera. Kobiety - najpiękniejsze i wszystkich typów.

I...... cholera..... większość z tego to prawda. I choć pewno nie wszystko. To, to odczucie każdego z Kolumbijczyków jak tu pięknie i wspaniale się udziela. Do tego pięknie to tu jest naprawdę. I jedzenie też całkiem ok. Zatem - tak jak pisałem od początku. Wspaniały turystyczny kraj. I jeszcze będzie hitem.