Park Narodowy Liwonde Monkey, Blantyre, Monkey Bay

Kraj dobrych ludzi

Hej, totalny brak dostępu do internetu. Trzeba pisać szybko i nie ma czasu przeczytać ponownie. Ale wysyłam maila. Niech leci to co jest. Kiedyś poprawie. Naaaa pewno;)

afryka malawi mapa Mapa naszej podróży

Zatem przejeżdżając na rowerze przez granice z pól kukurydzy dotarliśmy do Malawi. Heh. I różnica widoczna od razu.

Malawi to śmieszny kraj. Sami nazywają się ciepłym sercem Afryki. No i tak jest. Kraj dobrych ludzi. I to aż absurdalnie dobrych. Przejeżdżasz przez granice i wszyscy się uśmiechają. Gadają do ciebie. Namawiają na zakup rożnych rzeczy jak na całym świecie. Ale w międzyczasie poklepią, uśmiechną się. Zaproponują, żeby zjeść surową kasawę, bo sprawia ze mężczyzna jest bardziej mężczyzną. Wszystko to ze śmiechem i uśmiechem.

afryka malawi zdjęcia Malawi

Biednie tu jak cholera. Jak cholera. Zarabiają 3 razy mniej niż w Mozambiku. Pensja minimalna to 90 zł. Tak 90 zł polskich. Do tego mają inflacje rzędu kilkadziesiąt procent. Benzynę po 7 zł za litr. Tę bidę widać wszędzie. Na rynkach w Mozambiku ludzie sprzedawali kukurydze, pomidory i cebule. Ale też zawsze na ryneczku w osadzie był ktoś z jakąś chemia albo przynajmniej z plastikowymi śmiesznie tanimi wspaniałościami z Chin. Tu na straganach spotkasz tylko to, co zbiorą z pola. Obraz jaki mi został w głowie to kukurydza, maniok i bose nogi. W mniejszych miejscowościach nawet na klapki ich nie stać.

Bieda tak abstrakcyjna czasami, że w mniejszych miejscowościach nie sprzedają przejezdnym nawet Coca-Coli. Nie mają pieniędzy, aby oszczędzić i zakupić jej trochę, aby następnie odsprzedać. Często na rynku możesz kupić tylko smażoną kukurydzę albo.. albo często gęsto nic innego. To robi różnice. W paru krajach byłem. I Coca Cola jest wszędzie. Bieda nie bieda. Coca Cola i telefony komórkowe są wszędzie na świecie. Z tym nie ma problemu. To ludzie kupują. W Malawi niekoniecznie. W Malawi czasami trzeba się nastarać, aby kupić czystą wodę w butelce. Mówie o mniejszych osadach. Ale...

Bida bida, ale tak czy owak tu wszyscy są spokojni, dość zrelaksowani i pogodni. Aż się wierzyć nie chce. Przypomina to od razu dwa kraje Laos i Kambodżę. Jedne z najbiedniejszych jakie widziałem. Jedne z największymi przejściami wojenno-innymi. A pełne spokojnych, szczęśliwych ludzi. Czyli da się.

afryka malawi zdjęcia Malawi

Wygląda na to, że to trochę z historii plemienia wynika. Malawi było krajem ,gdzie zamieszkiwało sobie spokojne spokojne plemię. Plemię było tak miłe, że z nikim w walki nie wchodziło. Nikomu się nie przeciwstawiało. I nie miało komu. Przez wieki sobie spokojnie żyli. Przy czym jako spokojny lud stali się idealnym materiałem na niewolników. Gdy mniej łagodni towarzysze z nad oceanów się zorientowali, jak mili ludzie tu mieszkają to jazda na całego. Pół kraju stąd wywieźli na barki do Zanzibaru czy Isla Mozambik. I dalej do Ameryk.

Polownicy niewolników rzez robili straszną. Na tyle straszną, że jak Dr Livingston jako pierwszy Europejczyk dotarł tu w 1860m to wrócił zaraz do Europy i zaczął w Anglii walczyć o zakończenie z niewolnictwem na świecie. W zasadzie od niego zaczął się ruch. I dzięki niemu Anglia zaczęła niewolnictwo potępiać. A za nią reszta zachodniego świata. Od walki z niewolnictwem w Malawi się zaczęło.

Heh za dobrym też być pewno nie można. Ale jak na tą chwile to ludzie w Malawi urzekają. I to nie tylko turystów. W RPA np. uważani są za najlepszych pracowników-imigrantów. Odpowiedzialni, mili, uczciwi, chętni do pracy. I to jest wiadomość potwierdzona z kilku źródeł. Kraj dobrych ludzi. I tyle. I to prawie wszyscy są tu strasznie spokojni i mili. Prawie, ale to za chwile.

afryka malawi zdjęcia Malawi

W Malawi śmieszna jest sytuacja dotycząca dróg. Maja je w bardzo dobrym stanie. Lepsze niż w bogatszym północnym Mozambiku. Wszystkie asfaltowe. Ale na tych drogach w zasadzie tylko trzy typy pojazdów. Rowery. I to w nadmiarze. Rowery wszędzie. W miastach i na drogach międzymiastowych. W zasadzie człowiek by nie pomyślał, że jest w Pekinie w 1980 roku a nie w środku Afryki. Oprócz tych rowerów luksusowe 4x4. Ale tych się spotka kilka dziennie. I to dosłownie. A poza tym busy Toyoty, które są tutejszym środkiem transportu dla większości.

I wszystko byłoby z tym normalnie. Tylko, że tych busów jeszcze nie ma dość dużo. A Panowie z nich nie zdążyli zrobić kartelu. Co w zasadzie ma negatywny skutek. Nie ma kartelu busów to nie ma poustalanych cen i kolejności, kto kiedy jedzie. Jak przyjdziesz o 7 rano na busa, to okaże się ze po mieście jeżdżą trzy. Jeżdżą cały czas w kolo i nawołują pasażerów. Wszystkie mówią, że zaraz odjada. A wszystkie będą jeszcze jeździć z godzinę albo do 9 bo muszą zapełnić całego busa. A to nie takie łatwe.

I to sprawia, że jedynymi niecierpliwymi osobami tutaj, które spotkaliśmy są kierowcy busów i nagabywacze do busów. Ci pierwsi jeżdżą jak szaleni. Podobno dziennie potrącają kilku rowerzystów. Nie widziałem, ale zdecydowanie w to wierze. Bo w sumie biorąc pod uwagę ilość to nie trudno tu w rowerzystę uderzyć.

Ci nagabywacze natomiast walczą ponad wszystko o klienta. Ponad rozum. Jednego dnia jak przyszliśmy na busa z rana. Zdarzyło się tak, że 2 kierowców dojrzało nas na raz. I równo po nas podjechali. Nie zdążyliśmy się obejrzeć a tu wyskoczyło łącznie z 8 osób. I walczą o nas. Krzyczą, wymachują i rozdzierają miedzy siebie nasze plecaki. Ja tam do tego podszedłem na spokojnie. Mówię dziwna kultura, ale patrzmy co się będzie działo. I widzę jak rozdzierają ten mój plecak. Maja bardziej krewka zaczęła o swój walczyć. Wtedy jeden z nagabywaczy Maje odepchnął. To ta go 3 razy łokciem i do tego pamiętnym zdaniem Muzungu can hit. Muzungu to po ogólnoafrykańsku Białas. Czyli białas umie uderzyć. To przynajmniej cała sytuacje rozładowało, bo się inni nagabywacze z tego biednego zaczęli śmiać. Że go kobieta Muzungu bije. A ten co ma robić. Przynajmniej przestali walczyć o plecaki. Pan przybił Mai piątkę. I pojechaliśmy.

afryka malawi zdjęcia Malawi

Jeżeli chodzi jeszcze o jakieś oznaki waleczności. To zdecydowanie walczą tu różne religie. Samych kościołów chrześcijańskich w jednej wiosce czasami są 2 lub 3. Jeden Jehowa, jeden katolicki i do tego ewangelicki. A do tego zawsze znajdzie się jakiś meczet. Sam meczet to jest nic. W co większych wioskach stoją budynki opisane jako: Przyjdź i poznaj Islam - Jedyna religie wszystkich proroków. Hehe biją do tego, że Jezus w Islamie jest prorokiem. Taki budynek wygląda jak dobra informacja turystyczna. Z folderami i w ogolę. I ta agitacja przekłada się na kierowców. Na szybach samochodów często można zobaczyć:


Heh. Co kraj to obyczaj.

I taki to mamy miły wstęp do Malawi. W zasadzie to wszystko wydarzyło się w Mangochi przez pierwsze 12 godzin naszego pobytu. Całkiem przyjemne miasteczko blisko granicy z Mozambikiem. Następny krok wymagany to Blantyre. Krok wymagany bo jest tam urząd do spraw cudzoziemców. Wizy do Malawi nie tak łatwo dostać. W Berlinie musisz stracić 2 dni, aby dostać. W Mozambiku nie mają nalepek. Na granicy nie wydają. Ale pozwalają wjechać na 72 godziny do kraju. Trzeba jechać do Blantyre i tam sobie załatwić. I cholera, człowiek jak o tym myśli to nie ma to żadnego sensu. Nie ma... aż nie zobaczy urzędu do spraw cudzoziemców w Blantyre.

Blantyre to drugie co do wielkości miasto w Malawi. Stolicą był kiedyś. Teraz to powiedzmy stolica biznesu. Parlament oraz organizacje dobroczynne są w stolicy Lilongwe. Tak - ponieważ organizacje dobroczynne dają niby straszne pieniądze - do 15% PKB kraju, to miejsce ich siedziby zdecydowanie wyznacza stolice.

Mówiąc o organizacjach dobroczynnych. Na wyspie Mozambik spotkaliśmy chłopaka, całkiem ogarniętego, ale jeszcze młodego - 24 lata. Pracował dla ONZ. Pracował nad rozwojem przedsiębiorczości w Mozambiku. Jako testowe miejsce wzięli sobie wyspę Mozambik. Miejsce gdzie przedsiębiorczość całkiem działa. Bo to najpiękniejsze i praktycznie najbardziej turystyczne miejsce w kraju. Jako prace dali mu nauczanie raz na miesiąc , rożnych grup, w ciągu jednego dnia biznes planu i marketingu. Sam przyznawał, że nie może być żadnych wyników z tego. Resztę czasu spędzał nad projektem, który miał wyprowadzić firmy z szarej strefy. Czyli mówimy o tym, że brał jakąś panią, co sprzedawała na straganie pomidory, a on ją namawiał, aby się zarejestrowała. Pozwalało jej to sprzedawać pomidory do dużych firm (bo wystawiała fakturę) i.. płacić podatki. Ten obraz nie jest przesadzony. Tak on nad tym spędzał dużo czasu. Aby każda, ale to każdą najmniejszą aktywność doprowadzić do bycia zarejestrowaną. Dopełniając obrazu ten chłopak zarabiał 12 tys zł miesięcznie na rękę. Miał porządny samochód. I pracował 5 dni w tygodniu po 6-8 godzin. I tak charytatywnie działa ONZ. To nie wszystko co robią. Ale mimo wszystko...

afryka malawi zdjęcia Malawi

Ok Ok, ale sprawa była o Blyntyre. Miasto. Hmm. Nic ciekawego. Kilka ulic. Dużo deszczu. Trochę większych budynków. Takich 4 piętrowych. W jednym z nich np. KPMG. I oprócz tego dwa zdecydowanie odznaczające się duże biurowce. Nie tyle ze wysokie, co po prostu ogromne. Cały kwartał ulic zajmują. Każdy z nich. Jeden to bank narodowy. Drugi to urząd do spraw cudzoziemców i paszportów. Ten urząd co w Polsce zajmuje 10 pokojów w urzędzie wojewódzkim, tutaj jest największym budynkiem w Bluntyre. Jakbym taki wybudował to też bym ludzi z całego świata tu po wizę przysyłał. Trzeba się pochwalić. I coś zrobić z tymi pokojami.

Poza tym w Blantyre deszcz i dobrze zaopatrzone sklepy co prowadzą hindusi. Mamy tez hostele z basenami, barem i restauracja. Czyli enklawy gdzie ukrywają się i bawią Muzungu. Anglicy jakich spotkaliśmy mówili też, że w Bluntyre fajne są knajpy. I wszystkie dziewczyny chciały z nimi tańczyć. Ale na koniec prosiły o zapłatę. A poza tym jak to Anglicy mówili - w Bluntyre HIV jest gratis. Więc zamiast uchlewać się do rana, lepiej udać się do przyrody. Bo pewno przyroda jest podstawą jaka przyciąga turystę do Afryki.

afryka malawi zdjęcia Malawi przyroda

Zatem jak z ta przyroda. Pojechaliśmy do Parku Narodowego Liwonde. Najlepszy Park Narodowy w Malawi. Park Narodowy, czyli miejsce gdzie można pojechać na safari i zobaczyć lwa, słonia, bawola, nosorożca i hipopotama. Do tego pewno jeszcze jakieś antylopy, zebry, tysiące dziwnych ptaków, guźce itd. Ale powiedzmy sobie szczerze, że jak przeciętny Europejczyk tu przyjeżdża to chce zobaczyć tą wielka piątkę - od lwa po hipopotama. No i trochę rozczarowanie, bo w sezonie deszczowym wcale nie jest to takie proste. Przynajmniej nie w Liwonde.

Jesteśmy w południowej Afryce w porze deszczowej. I trzeba powiedzieć tak. My nie widzieliśmy Afryki. A przynajmniej nie takiej jaką widzimy w newsach w TVN-ie. Jak już mówią o niej w przerwach pomiędzy wiadomościami o Smoleńsku oraz o tym co Kaczyński, Kwaśniewski i Tusk sobie wymyślili dziś. W porze deszczowej od RPA po Kenie całość jest zielona, zielona, zielona. I to nie tak zielona jak Amazonia. Nie tak zielona jak puszcze nie do przebycia. Afryka to zielone pola uprawne. Cały czas kukurydza, ryż, tytoń, kasawa. Pola jak w Polsce. Do tego widać z oddali lasy. Czasami jakieś góry zielone. To wszystko niespecjalnie rożni się od krajobrazu w Polsce.

Ok zamiast sosen mamy eukaliptusy. Zamiast brzóz, akacjowce. A zamiast dębów spotykamy baobaby. Na polach nie ma rzepaku tylko kukurydza. Ale tak naprawdę wygląda to jak kraina miodem i mlekiem płynąca. Problem jest taki, że za miesiąc pora deszczowa się kończy i wtedy podobno wszystko w przeciągu miesiąca zmieni kolor na buro-brazowo-szary. Wszystko uschnie. Ziemia z nieprzejezdnie błotnistej stanie się twarda i popękana. Na tyle twarda, że już nikt jej nie rozkopie. Zatem wszelkie wyrównania dróg trzeba zrobić teraz. A susza będzie taka, że ci ludzie co teraz na targach sprzedają pomidory i kukurydze to nie wiem co będą sprzedawać. Nie zobaczymy więc, ciężko pisać. Ale na pewno to trochę inna Afryka.

afryka malawi zdjęcia Malawi

W samym Parku Narodowym Liwonde hmm.. w porze suchej do rzeki schodzą się zwierzęta z wielkiej piątki. Tam je łatwo spotkać, bo wody potrzebują. W porze mokrej chodzą sobie gdzie tylko im się podoba. Stąd nie od razu zobaczysz słonia. Antylopy, guźce, pawiany i inne takie jak najbardziej sobie paradują. Bo jest ich całkiem sporo. Ale resztę jak się będzie miało szczęście.

Swoją drogą jak tak jechaliśmy sobie po tym parku to tak sobie myślę. Guziec jak polski dzik. Antylopa jak polska sarna. Bawół jak polski żubr. Jak do tego pomyśleć, że mamy wilki i niedźwiedzie, to i odpowiednik lamparta i nosorożca się znajdzie. Zatem dlaczego nas tu tak ciągnie. Ano dlatego ze w 19 wieku w Europie zdążyliśmy prawie wszystkie te zwierzęta wystrzelać. My w Polsce to i tak jeszcze mamy szczęście. Tacy Holendrzy to już u siebie sarny nie zobaczą na tych swoich pięknych poustawianych polach. Po prostu w zachodniej Europie nie ma w ogolę dzikości. Jak chcą przyrody to najbliżej Polska Ukraina. Ale jak już jechać gdzieś to pewno lepiej do Afryki.

afryka malawi zdjęcia Malawi

I o to się rozchodzi. Sami wybiliśmy wszystkie zwierzaki. A teraz Muzungu przyjeżdżają i mówią czarnym, że oni maja swoich nie zabijać. I w zasadzie teoretycznie jak najbardziej to prawda. Praktycznie być może docelowo będą mieli z tego pożytek. Problem taki, że przy takim parku narodowym, zaraz za jego bramami żyją ludzie. Tych ludzi tu sporo, bo w Afryce się ludność rozrasta jak wiek temu w Europie. Ludzie żyją na kukurydzy i kasawie. Mięso jedzą jak jest święto. A święto nie tak często. Do tego taki hipopotam lub słoń lubi sobie wyjść z parku i zjeść kukurydze. Bo słodka kukurydza zdecydowanie bardziej smakuje słoniowi niż trawa co ma w parku.

I tu zaczyna się wojna. Niekończąca się wojna. Władze pilnujące parku nawet nie stawiają bram. Płot pod napięciem jest, ale bramy nie stawiają. Płot jest dla antylop. Słonia i hipopotama nie rusza. A bramy nie stawiają, bo ta także słonia by nie ruszyła. Po co ma ciągnąc za sobą 2 km płotu z kabli, lepiej niech wyjdzie brama. Jak sobie taki zwierz wychodzi w nocy bramą i idzie w stronę pola to ludzie z wioski to słyszą. Wychodzą z garnkami i zaczynają uderzać. Jak idzie cala horda słoni, to wiadomo to już kilka godzin wcześniej. Wtedy już wieczorem wszystkie dzieci i dorośli wychodzą by słonie odgonić. Krzyczą, uderzają w garnki. Czasami słonie odejdą. Ale z reguły wola iść po kukurydze.

Jak sami ludzie nie dadzą rady to przyjeżdża ochrona parku. Najpierw strzela w niebo. Z reguły zwierzęta się przestrasza i wrócą do parku. Czasami jednak niczego się nie boją. Idą przez pole kukurydzy. Niszczą całe pola tuż przed zbiorami. Wtedy nie da rady w końcu po wszystkich ostrzeżeniach muszą choć jedno zwierze zastrzelić, aby uchronić ludzi przed głodem.

Jak spaliśmy w Liwonde w namiocie. To najpierw straszyły nas te hipopotamy co było słychać jak jedzą trawę. Podobno namiotów nigdy nie atakują. Naszego nie zaatakowały. Ale adrenalina skacze. Potem było słychać uderzenia w garnki. O 4 rano zaczęły się strzały w niebo. Przed piątą jeden hipopotam był zabity. Jego matka uciekła ciągnąc za sobą 700m płotu.

afryka malawi zdjęcia Malawi

W wiosce radość, bo jedzenia więcej niż na największe święta. Cały hipopotam. Mniam. Ochrona parku ma problem, bo 700 metrów płotu trzeba naprawić. A środków brak. Parki nie zarabiają na siebie. Stąd jest potrzeba, aby organizacje z zewnątrz kraju do nich dopłacały. Jak Europejczycy chcą jeszcze zobaczyć dzikiego zwierza, to zdecydowanie muszą dopłacać do tych parków. Innej drogi nie ma. Inaczej te zwierzęta ludzie zjedzą. Tak samo jak Europejczycy zjedli swoje nie tak dawno temu.

To po krótce historia z parków narodowych. Oprócz tego dla turysty Malawi to jeszcze jezioro. Jezioro wielkie jak morze. Nawet fale ma. Jezioro Malawi. Spędziliśmy nad nim kilka ładnych dni jadąc na północ. Znad jeziora ciężko mi jakieś historie opowiedzieć. Takie ładniejsze mazury z górami i rybkami jak w akwarium. Ale.. ale pewno jeszcze coś napisze. Ale to już w kolejnym mailu.